Urokliwy dom nad jeziorem z porośniętą winoroślą werandą miał być oazą spokoju dla dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw, które wspólnymi siłami przywróciły starej willi dawną świetność.
Ale wakacje pod jednym dachem to nie tylko beztroskie chwile. Przez lata pomiędzy przyjaciółmi zaczynają pojawiać się sekrety, niesnaski i urazy, które z czasem pęcznieją…
Czy można było uniknąć tragedii, która wydarzyła się dusznej sierpniowej nocy nad wodą?
Kto odpowiada za to, co się stało i czy tylko jedna osoba jest winna?
„Księżycowa kołysanka” to przejmująca, pełna emocji opowieść o życiu, które nie zawsze przynosi nam to, czego byśmy oczekiwali, i o naszych codziennych wyborach, których konsekwencje mogą być tragiczne.
Nie wierzę, że ktoś ocenił tę książkę na 6. Główna bohaterka jest tak piekielnie naiwna, by nie powiedzieć głupia, że aż nierealistyczna. Ale i tak, bardziej niż treść, boli warstwa językowa. "Szarpanina małżeńska" to chyba ulubione sformułowanie autorki. Aż żałuję, że nie policzyłam, ile razy pojawiło się w tej książce. Domyślam się, że potoczne słownictwo miało osadzić powieść we współczesnym świecie, ale jednak ja wolę ładny język w książkach. Wulgaryzmy i bylejakość mamy na co dzień w internecie, telewizji i na ulicy. Po opisie i okładce spodziewałam się też jakiejś warstwy kryminalnej, ale to typowe babskie czytadło. Gdzieś tam się przewija jakiś trup, ale bohaterowie bardzo szybko o nim zapominają i żyją dalej, jakby nigdy nic.