W początkach lat siedemdziesiątych, kiedy pisałem tę powieść, zjawisko narkomanii było prawie nieznane. Znana była natomiast tzw. "mała narkomania", jakże często spotykana w poradniach odwykowych. Uprawiali ją alkoholicy cierpiący na bezsenność. Najbardziej niebezpieczną igraszkę z życiem prowadzili moi pacjenci z wszytym esperalem, chociaż były to przypadki sporadyczne. W niedługim czasie zaczął się jednak problem z wąchaczami środków "piorunujących". Niebawem pojawiły się także strzykawki z przetworami makowymi. Ale prawdziwe narkotyzowanie się młodych ludzi nastąpiło przed oddaniem książki do składu, na której opublikowanie musiałem czekać i czekać...
Powiedzmy sobie szczerze, sam tytuł powieści był dla wielu ludzi szokujący i drażliwy. Statystyki były mi niedostępne, postanowiłem więc poruszyć tylko sam temat. Może i dobrze, że tak się stało? Problem uzależniania się od heroiny właściwie tylko zasygnalizowałem, zająłem się natomiast sprawą alkoholików i wąchaczy. Nie pozwoliłem sobie na opis technologii związanej z produkcją narkotyków. Jako lekarz uważam, że byłoby to zbrodnią. [od autora] [edytuj opis]