Podejrzewam, że nie rozminę się za bardzo z prawdą, jeśli stwierdzę, że dla większości to właśnie Green był powodem do sięgnięcia po tę książkę. I tak też było w moim przypadku. Ale przecież nie tylko jego twórczość składa się na tę książkę. A więc jak wypadła całość?
Najpierw
"Wigilijna podróż" Maureen Johnson. Jubilatka (tak, to właśnie jej imię) miała spędzić Wigilię ze swoim idealnym chłopakiem - inteligentnym, uprzejmym, popularnym... mam wymieniać dalej? Tymczasem dowiaduje się, że jej rodzice za sprawą, hm... nadmiernego zaangażowania w swoje hobby zostali zatrzymani w areszcie, a ona sama ma natychmiast wyjechać do dziadków na Florydę. I te plany zostają jednak pokrzyżowane, tym razem za sprawą wielkiej śnieżycy. Sama w obcym mieście? Do tego bez wsparcia ze strony chłopaka, który najwyraźniej znajduje czas na wszystko, tylko nie zainteresowanie własną dziewczyną. Czy może być jeszcze gorzej? A może jednak odtąd będzie tylko lepiej?
Z kolei John Green w
"Bożonarodzeniowym cudzie pomponowym" znów sięga po motyw drogi, tym razem poprzez śnieżyce, a jej calem jest dotarcie do pełnego cheerleaderek Waffle House. Poznajemy Tobina, JP oraz Diuk, w której obaj chłopcy nie dostrzegają dziewczyny, a świetną kumpelę. Ale czy pozostanie tak na zawsze? Nie obejdzie się oczywiście bez pewnych utrudnień i to nie tylko w postaci ogromnych zasp śnieżnych, a cała wyprawa może zaowocować czymś więcej niż wątpliwą radością z przebywania pośród idealizowanych przez JP cheerleaderek. Na całe szczęście. Ale czy będzie łatwo?
"To, co dla jednych jest obłędem, dla innych stanowi gwarancję zdrowia psychicznego."
Całość zamyka
"Święta patronka świnek" autorstwa Lauren Myracle. Addie wystarczyło małe nieporozumienie, trochę rozgoryczenia i za dużo alkoholu, by zepsuć coś naprawdę ważnego. Jak jej się wydawało, bezpowrotnie. Już samo to wprawiło ją w parszywy nastrój. Następnie usłyszała parę niedwuznacznych sugestii na temat swojego egocentryzmu, których nie chciała przyjąć do wiadomości. I w pewnym momencie zadała sobie pytanie: jeśli anioły istnieją, to gdzie się podziewa mój? A może jednak spotka na swojej drodze kogoś, kto pomoże jej się zmienić na lepsze? Nawet jeśli będzie to wyglądało inaczej, niż przypuszcza. Do czegoś przecież musi się przydać ta cała magia świąt, prawda?
Przyznam, że spodobała mi się koncepcja opowiadań różnych autorów połączonych ze sobą kilkorgiem bohaterów i nie obraziłabym się za kolejne tego typu książki. Zamieć, pełno ozdób i innych szczegółów świetnie wprowadza w zimowo-świąteczną atmosferę - to trzeba przyznać. Nie są to historie szczególnie odkrywcze, w pewnych momentach są mocno przewidywalne, zwłaszcza druga, gdzie finału można się było domyślić na samym początku. Mimo to czyta się je całkiem przyjemnie, w czym spory udział miała duża dawka humoru i bohaterowie, których da się lubić. A jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że każde kolejne opowiadanie jest gorsze od poprzedniego.
"Kiedy masz szesnaście lat, musisz być geniuszem w sztuce niedopowiedzeń."
Najlepiej wypadła więc
"Wigilijna podróż" - ciepła, choć nie zawsze przepełniona optymizmem opowieść z sympatycznymi bohaterami i nieco zwariowanymi rodzicami w tle. Greena dostajemy niewiele, a jego opowiadanie jest nieco krótsze od dwóch pozostałych. Tym, co najbardziej mi w nim przeszkadzało były ciągłe wzmianki na temat cheerleaderek (nabijanie się z nich naprzemiennie z zachwytami ze strony innych to taki do bólu amerykański schemat). Co więcej, tym razem autor nie wykazał się niczym szczególnym. W trzecim opowiadaniu prawie wcale nie wspomniano o cheerleaderkach, co nie zmienia faktu, że podobało mi się najmniej. Głównie ze względu na dość irytującą, użalającą się nad sobą bohaterkę. Końcówka była jednak naprawdę sympatyczna (bardzo lubię momenty, gdy okazuje się, że wszyscy bohaterowie w jakimś stopniu są sobie nawzajem znani lub dopiero się poznają), co nieco poprawiło mi odbiór całości.
Podsumowując, nie mamy co liczyć na niezwykle oryginalne historie. Mimo to wszechogarniający świąteczny klimat i (w większości przypadków) sympatyczni bohaterowie, których losy niejednokrotnie się krzyżują zdecydowanie umilają czas spędzony przy lekturze. Może nie jest to szczyt moich marzeń, może i oczekiwałam czegoś więcej, jednak nie jestem zawiedziona i nie zamierzam odradzać tej książki zainteresowanym.
Recenzja z mojego bloga:
http://krople-szczescia.blogspot.com/2014/11/j-green-l-myrac...