Któż nie chciałby mieć inteligencji Stanisława Lema? Chyba tylko ten, u którego jej iloraz niekwestionowanie przekracza 185, ale czy w przypadku innego pisarza gwarantowałoby to taką płodność i różnorodność tekstów? Dla statystycznego zjadacza chleba, ba, nawet dla wykształciucha takie IQ przypomina gwiazdę na niebie – wiadomo, że jest (bo nocą świeci), ale pozostaje czymś nieosiągalnym. Piszę o tym, bo nie wiem, czy jestem w stanie ogarnąć i zrozumieć wszystko to, co Lem zawarł w utworach takich jak na przykład „Maska”. A o różnorodności wspomniałem dlatego, że zarówno „Śledztwo” jak i „Katar” wymykają się zwykłej klasyfikacji gatunkowej – obie powieści nie są kryminałami sensu stricto, a elementy fantastyki występują w formie dość niekonwencjonalnej. Jeśli już uparlibyśmy się teksty te zaszufladkować to – przy zastosowaniu sporych uproszczeń – bliżej im do pierwszego z wymienionych gatunków.
W „Śledztwie”, wydanym w 1959 roku, policjant Gregory prowadzi dochodzenie w sprawie zwłok znikających jeszcze przed pogrzebem. Wszystko dzieje się w okolicach Londynu, a ślady wskazują na to, że umarli ożywają i uciekają z kostnic. Porucznik, należący do grona ludzi twardo stąpających po ziemi, jest przekonany o tym, że istnieje w pełni racjonalne wytłumaczenie zagadki; skoro sprawa ma charakter kryminalny, musi też być jakiś sprawca. Pod obserwację bierze współpracującego z policją doktora Scissa, którego uważa za głównego podejrzanego. W przypadku pomyłki i braku jakiegokolwiek sprawcy co stanowi alternatywę? Cud, zmartwychwstanie? A może po prostu zadziałały jakieś „siły natury”, które z pewnością dadzą się opisać i wytłumaczyć naukowo. Przecież całe zjawisko wykazuje pewne statystyczne prawidłowości! Czyżby istniał tajemniczy wirus, „wprawiający w ruch” nieboszczyków? Bzdura….
W „Śledztwie” akcja nie pędzi na złamanie karku, trup nie ściele się gęsto, nikt nikogo nie morduje. Są za to pełne erudycji dialogi (choćby rozmowa Scissa z jego kolegą, pisarzem) i filozoficzne wycieczki daleko wykraczające poza temat dochodzenia. Cała oprawa dla Lema stanowiła najwyraźniej sztafaż dla rozważań o chaotyczności otaczającej nas rzeczywistości, o kierującej naszym życiem przypadkowości (i przypadkowości ewolucyjnej?). Prawdopodobnie „Śledztwo” to także prezentacja różnych światopoglądów (w tym racjonalistycznego), rozmaitych punktów widzenia w obliczu konkretnego zagadnienia o tajemniczym charakterze. Niby wszyscy widzą tak samo i to samo, a interpretacji jest co najmniej kilka. Biorąc pod uwagę leciwość dzieła oraz specyficzny styl Lema, „Śledztwo” na pewno nie spodoba się wszystkim.
Lepiej jednak wypada druga powieść – młodszy (bo z 1976 roku) „Katar”. Starszy już amerykański ex-astronauta na zlecenie firmy detektywistycznej ma za zadanie rozwiązać sprawę jedenastu zgonów w Neapolu. Wszystkie ofiary łączy między innymi konkretny wiek, bycie singlem oraz korzystanie z siarczanych kąpieli leczniczych. Ponieważ śmierć poprzedzało nie tylko dziwne zachowanie, a wręcz coś, co możnaby określić mianem szaleństwa, nasuwa się hipoteza o otruciach. Jaką odpowiedź na pytanie „kto i dlaczego zabija?” uzyska nasz kosmonauta z siennym katarem?
Pisarz skonstruował misterną zagadkę o charakterze kryminalnym ze sporą ilością szczegółów – taką, która odpowiednio pobudza chęć poznania prawdy u czytelnika. W „Katarze” również znajdziemy akcenty filozoficzne i refleksje o przypadkowości zdarzeń, a ponadto trafną prognozę dotyczącą terroryzmu. W pewnym momencie pojawia się nawet wątek testowania nowych broni przez terrorystów lub władze państwowe. Lem umiejętnie wplótł też motywy czysto sensacyjne jak zamach na lotnisku. Plusy również za wykorzystanie wiedzy z zakresu chemii i medycyny, choć finał sprawy to już chyba bardziej fantastyka niż nauka.
Książkę oceniam na piątkę, co jest średnią dwóch ocen cząstkowych. Czy ortodoksyjni fani kryminału oraz science fiction znajdą tu coś dla siebie, czy też poczują się rozczarowani – ciężko orzec. Natomiast wielbiciele twórczości Lema powinni się z nią zapoznać.
Zapraszam także na:
http://jareckr.blox.pl/html