Uwielbiam inteligentną fantastykę; to znaczy taką, która zadaje kłam wyobrażeniu wielu ludzi o tym gatunku literackim. Większość zjadaczy chleba kojarzy bowiem fantastykę z literaturą niepoważną, przeznaczoną tylko i wyłącznie dla zakompleksionych nastolatków, uciekających w wymyślone światy albo dla równie niedojrzałych facetów, którzy czasy młodości dawno już mają za sobą. Ba, niejeden oczytany człowiek na hasło fantastyka prychnie pogardliwie, uważając ją za gorszą siostrę głównego nurtu, niewartą uwagi i z definicji bublowatą. Oczywiście jestem w stanie zgodzić się z twierdzeniem, że na niektóre pozycje tego gatunku szkoda czasu, pieniędzy i oczu (w sumie to samo można rzec o literaturze mainstreamowej). Z drugiej jednak strony przeczytałem za dużo dobrych, bardzo dobrych lub świetnych pozycji fantastycznych, aby brać pod uwagę opinie ignorantów (Lem? Aaa… to ten od ufoludków). Dobra, mądra fantastyka często nie tylko wprowadza wyobraźnię czytelnika na wzmożone obroty, ale też stanowi swoistą zasłonę, za którą autor rozważa istotne sprawy dotyczące człowieka i egzystencji, nawiązuje do wielu nauk ścisłych, filozofii, psychologii itd.
Biorąc do ręki książkę pana Discha, wydaną w 1968 roku miałem nadzieję na taką właśnie literaturę.
Główny bohater, poeta Louis Sacchetti za swoją pacyfistyczną postawę w czasie wojny trafia do więzienia. Jakiś czas później zostaje przeniesiony do obozu o nazwie Archimedes, w którym prowadzi się eksperymenty medyczne nad… zwiększeniem inteligencji człowieka. Rola Sacchettiego w obozie ma być specyficzna- jego zadaniem jest prowadzenie dziennika i w formie dziennika właśnie pisany jest Obóz Koncentracji. Po rozmowie poety z pierwszym z osadzonych oraz panią doktor, wywodzącą się ze służb wojskowych fabuła robi się bardzo ciekawa, wręcz intrygująca. Do tego okazuje się, że więźniowie zarażani są drobnoustrojem, mutacją zarazka odpowiedzialnego za wywołanie syfilisu. Efekt? Wzrost inteligencji do poziomu, przy którym można mówić o geniuszu z jednej strony, z drugiej- bardzo poważne skutki uboczne prowadzące chorego prosto do grobu. Sam Louis w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że jest zarażony…
O czym jest książka, co takiego Disch skrył za płaszczykiem fantastyki?
Ufff… Między innymi o cieniutkiej granicy między szaleńcem a geniuszem i jego społecznej alienacji. O zabawie w boga-eksperymentatora z silnym nawiązaniem do hitlerowskich obozów zagłady (sam tytuł książki i jej okładka), gdzie nie tylko w zaplanowany sposób mordowano ludzi ale również bez żadnych zahamowań traktowano ich jak króliki doświadczalne. Również
o postawie człowieka, który na początku nie zdaje sobie sprawy jakie konsekwencje poniesie w wyniku odmowy służby wojskowej. Czytelnik znaleźć może w Obozie odwołania do Fausta czy chociażby Boskiej komedii oraz sporo rozważań natury teologiczno-filozoficznej. Jest też zaskakujące, chociaż średnioudane zakończenie. Mam wrażenie, iż po oryginalnym początku fabuła grzęźnie i jakby załamuje się (robi się trochę, ale tylko troszkę bełkotliwe) a pobudzone czytelnicze zainteresowanie nieco zanika. Trudno się zgodzić ze słowami Ursuli Le Guin- to nie jest książka wyjątkowa, olśniewająca i odmieniająca czytającego; do przesadzonych „reklamujących” książki rekomendacji na okładkach chyba każdy przywykł. Mimo wszystko jednak warto po nią sięgnąć, gdyż oryginalność pomysłu oraz sprawność pisarska i erudycja Discha dominują wyraźnie nad wadami. Dlatego wystawiam Obozowi Koncentracji ocenę 4,5.
P.S. Na półeczce już czeka na mnie „Na skrzydłach pieśni” Discha, uhonorowana nagrodą Johna Campbella; po lekturze zapewne sklecę jakąś mini-recenzję. Zapowiada się ciekawie, a że obie książki kupiłem za pół ceny, tym większa jest satysfakcja.