Zniknięcie słonia to moje pierwsze spotkanie z twórczością H. Murakamiego. Ryzykowne? Nie w moim przypadku. Bardzo lubię czytać opowiadania (czasem nawet bardziej niż powieści) i wiem, że jeśli ktoś zaskoczy mnie właśnie tym gatunkiem, to potem sięgnę już po kolejne utwory. Zaczynając od drugiej strony mogło się skończyć rzuceniem książki w kąt. Przeczytałam pierwsze opowiadanie i już wiedziałam, że przeczytam wszystkie siedemnaście…
Opowiadania składające się na tom Zniknięcie słonia w Japonii zostały wydane w 1993 roku, więc pochodzą raczej z początków twórczości pisarza. To również był ważny czynnik, który skłonił mnie do sięgnięcia po ten zbiór. Wolę zaczynać przygodę z autorem od jego pierwszych utworów (choć nie zawsze mi się to udaje).
Nie była to łatwa lektura. Autor ciągle oscyluje na granicy jawy i snu. Niejednokrotnie nie mogłam się zorientować, czy bohater śni, jest chory psychicznie, ma depresję… czy tak wygląda jego rzeczywistość. Tego nie wiem do dziś, ale to jest cudowna niewiedza, która sprawia, że jeszcze długo będę się zastanawiać nad znaczeniem, sensem i metaforycznością tych tekstów. Murakami niczego nie ułatwia, może nawet trafniej byłoby napisać, że wręcz utrudnia. Zostawia zaskoczonego czytelnika z otwartą buzią, ze zdziwieniem, irytacją i nieustającym pytaniem, co dalej? To jakiś żart?
Wszystkie opowiadania łączą bohaterowie (w większości przypadków mężczyźni), a raczej to, że w pewnym momencie swojego zwykłego życia doznają olśnienia. Tak jakby, ktoś ściągnął im z oczu czarną przepaskę, która zasłaniała wyraźne widzenie. Oczywiście nie staje się to ot tak. Na każdego z nich miało wpływ jakieś wydarzenie, czynnik zewnętrzny, który stał się pretekstem do spojrzenia dalej, szerzej. Czasem jest to sen lub jego brak, innym razem rozstanie lub po prostu opowieść innego człowieka. W opowiadaniu Sen bodźcem jest niemożność spania bohaterki. Kobieta nie śpi, a mimo to, wcale nie czuje zmęczenia. Mało tego, on czuje, że do tej pory traciła większą część życia. Jedząc czekoladę, popijając wysokoprocentowe trunki i czytając ciągle Annę Kareninę zatraca się całkowicie. A może śni, śpi, nie żyje? Oniryczne wizje i realizm magiczny wypełniają większość opowiadań Murakamiego. Cienka jest granica oddzielająca jawę od snu. Zbyt cienka, aby móc opowiedzieć się zdecydowania po jednej ze stron. Natomiast samo po niej stąpanie, daje prawdziwą rozkosz czytelniczą, której nie jestem w stanie zapomnieć. Mam wrażenie, że bohaterowie sami nie są do końca pewnie, gdzie się znajdują. To co im się przytrafia wydaje się być namacalne, ale jednocześnie tak nierzeczywiste, że człowiek stojący z boku patrzy z niedowierzaniem. Waha się w swoich osądach, męczy i dręczy. Bohater Murakamiego jest samotny wśród bliskich i wśród milionów obcych. Niby zawiera związki, luźne przyjaźnie, odbywa stosunki seksualne. Wszystko to jednak jest mechaniczne, bezuczuciowe. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest zalepianiem dziury byle jakim cementem, który wkrótce pokruszy się i odpadnie. Czy formą sprzeciwu, niezgodą na owczy pęd jest właśnie ucieczka w marzenie senne? Czy może jest to sposób na to, aby dostrzec, że właśnie w takim pędzie bierzemy udział? Oczywiście autor nie daje żadnej odpowiedzi. Nie kończy, urywa w pół zdania, pozwala myśleć, że dany tekst to błąd drukarski, który znalazł się w tym tomie zupełnie przez przypadek. Żąda od czytelnika wysiłku intelektualnego, dopisania, dopowiedzenia, przemyślenia.
W całym zbiorze, który jest niewątpliwie genialną całością, mam kilka swoich perełek. Na prowadzenie zdecydowanie wysuwa się Tańczący karzeł, który wnika w głąb bohatera, aby pomóc mu zdobyć dziewczynę marzeń. Staje się tańcem – diabłem. Porywa i nie daje złapać tchu. Brzydzi, przeraża i fascynuje jednocześnie.
Ponowny napad na piekarnię, opowiada o straszliwym głodzie, który każe parze świeżo upieczonych małżonków napaść w środku nocy na McDonaldsa (żadna piekarnia nie była otwarta) i zażądać od pracowników trzydziestu hamburgerów. Absurdalne i śmieszne? Hmm… A jeśli głód jest metaforą? Każdy głód bowiem każe człowiekowi działać, szukać pożywienia, zdobywać, walczyć, ruszać się. Pozwala odpocząć tylko na małą chwilkę, nie da się bowiem najeść na zapas. Uczucie głodu nie pozwala spocząć na laurach.
Każde z opowiadań Murakamiego jest pełne dziwnych znaków, kodów, z których zbudowana jest nasza rzeczywistość. Czy zwycięzcą jest ten, kto znajdzie klucz? Czy klucz jest jeden? Czy może każdy z nas ma swój własny? Wiem, dużo w moim tekście pytań. Wybaczcie. Taką mnie zostawił Murakami.
Polecam gorąco!