KMS - czyli tytułowy Klub Matek Swatek. Organizacja założona przez matki, dla matek, które nie chcą by ich dzieci skończyły jako stare panny czy kawalerowie. Tylko nie mylcie jej z organizacją matrymonialną! O nie! Tutaj Panie po prostu pomagają losowi i szczęściu. Nie umawiają dzieci na randki, żeby te się nie zraziły. One układają wydarzenia tak, żeby dzieci same się umówiły na randkę i zakochały w sobie od pierwszego wejrzenia. Tak też jest w przypadku Beaty, która jest mamą Ani. Martwi się o swoją córeczkę i chce dla niej jak najlepiej. W tym celu korzysta z usług KMS!
Przyznam się od razu i bez bicia! Zazwyczaj nie sięgam po książki naszych polskich autorów. Sama nie wiem dlaczego, zawsze tak po prostu było. Tym razem chciałam się przekonać, czy dobrze robię i czy jest to poprawna postawa, a w dodatku ta książka tak pięknie się do mnie uśmiechała - zaryzykowałam! Czy było warto? Zdecydowanie! Pani Ewa pisze co prawda prostym językiem, ale on do nas przemawia. Od książki nie mogłam się oderwać, tak dobrze się ją czytało.
To co w książce jest jak najbardziej na plus to postaci. Każda ma cechy, które wyróżniają ją na tle innych. Pani Ewa stworzyła je w taki sposób, że zawsze wiemy o kim mowa i na pewno się nie pogubimy w tym, kto z kim i o czym rozmawia. Do tego akcja. Z początku sądziłam, że będzie to historia dziewczyny, która nie może ułożyć sobie życia, poznaje fajnego faceta, ale we wszystko strąca się kochana mamusia. W WIELKIM skrócie to może i tak było, ale w rzeczywistości, akcja momentami była naprawdę zawiła. Nie zdawałam sobie sprawy, kto jest tym dobrym, a kto jest tym złym no i wątek z mamusią naprawdę ciekawy.
Podsumowując, jestem jak najbardziej na tak! Książka bardzo mi się podobała, od razu sięgnęłam po jej kontynuację, no i myślę, że przekonam się do polskich autorów i częściej będę sięgać po ich książki