Sięgając po książkę nieznanego mi pisarza zazwyczaj kieruję się opisem: w przypadku tej okazał się wyjątkowo zachęcający. Na okładce wspomniano o sięganiu do motywów starych klasztorów, sierocińców, o niezwykłym klimacie utworu... Do końca lektury miałam nadzieję, że owe inspiracje chociaż rozwiną skrzydła, o ucieczce z klatki nastoletniej grafomanii nawet nie wspominając- no i się zawiodłam.
Po pierwsze: język. Okropnie infantylny, zdecydowanie nie godny dorosłego mężczyzny i wziętego dziennikarza, a już tym bardziej nie pasujący do aspirującego literata. Mocno łączy się to z wyjątkowo banalnym, tuzinkowym humorem, którego kuksańce ma nieprzyjemność otrzymywać czytelnik.
Po drugie: pomysł. Jak już wspomniałam, Kotomski decydując się umieścić miejsce akcji w zachęcająco zapowiadającym się klimacie popełnił nieziemską gafę nie rozwijając tak interesujących elementów! Być może spowodowane jest to brakiem wiedzy na temat czasów, w jakich toczy się opowieść (rzucając takie podejrzenie bazuję na nielicznych, ubogich opisach, zbudowanych na podstawie wiedzy, jaką może wynieść dziecko z filmów o Napoleonie), być może wena opuściła autora na etapie tworzenia konceptu. Określając rzecz obrazowo: wygląda to tak, jakby ktoś odnalazł kopalnię złota a wyniósł stamtąd jedynie tory na złom. Absolutnie niewykorzystany potencjał.
Po trzecie: treść. Ciekawie zapowiadająca się akcja kończy się w sposób całkowicie niewspółgrający z resztą. Postać kreowana na wirtuoza cierpienia z chwilą poznania ukazuje się jako przygłupi dziwak, niezdolny do uniesienia choćby ćwierci idei, za jaką miał stać. Również reszta postaci nie zachwyca: choć teoretycznie widzi się je po raz pierwszy, można odnieść wrażenie, że gdzieś się je już spotkało... Krótko mówiąc- są strasznie szablonowe, nie zaskakują, nie inspirują. Piękna, cycata kochanka; piękny, muskularny wojownik no i obowiązkowo gruby, wesoły przyjaciel najważniejszej figury.
Podsumowując: gdybym jednym słowem miała opisać całą książkę pewnie użyłabym epitetu "infantylny". Powyższa interpretacja była próbą obiektywnego wejrzenia na utwór, lecz pomimo tylu negatywnych aspektów mimo wszystko nie całkowicie skreślam tego typu lektury... Wydaje mi się, że "Ostrze" mogę szczerze polecić osobom nie szukającym wysiłku intelektualnego, chcącym odpocząć po całym dniu intensywnego główkowania lub c po czymś bardziej ambitnym, wymagającym głębszego zrozumienia od czytelnika.