W "Kongresie futurologicznym" pełnym "Lemszczyzny", przyszłość jawi się jako fantasmagoryczna aberracja w której rzeczywistość przyprawia o zawrót głowy.
Człowiek traci przypisaną mu wolę, jakąkolwiek możliwość decydowania, na rzecz "psychochemikaliów". Co gorsze ogólnoświatowy system, pod płaszczykiem uszczęśliwiania obywateli, nieodwracalnie niszczy przyrodę, unicestwiając większość gatunków fauny, jednocześnie zastępuje owe robotami. Społeczeństwo samo planuje pogodę, podejmując decyzję w głosowaniu.
Nastaje nowy ład w którym nie istnieje sumienie, gdyż "psychochemikalia" zaburzające zarówno postrzeganie otoczenia jak i zachowanie, odbierają człowiekowi odpowiedzialność za czyny. Skoro nie ma sumienia, nie wiemy co dobrem a co złem w końcu nie istnieje dla nas Bóg.
Akcja z początku pędzi jak szalona, co w połączeniu z "Lemszczyzną" bardzo utrudnia odbiór, tego niewątpliwie dzieła.
Słów które wymyślił Lem jest od groma np. psychochemikalia, a wśród nich: maskony, amnestan, kryptobellina, freudylka itd. Nazwy robotów np. kelputer czyli mechaniczny kelner.
Wiele spośród tych nazw posiada logiczną budowę i genezę w już występującym języku. I tu rewizja złożona ze słów: res -rzecz i vision - wizja, razem daje telewizję.
Stanisław Lem posiadał niesłychaną moc kreowania literackiej rzeczywistości, wszystko co napisał, choćby nie istniało a nawet nie mogło zaistnieć, odbieraliśmy jak najprawdziwsze. Siedziałem więc przy stoliku z Ijonem Tichym, kawę podawał nam kelputer, tak pochyleni nad problemami przyszłości, całkiem się skonsternowaliśmy.
Jednym słowem polecam. Stawiam 9/10.