Nikt nie idzie

Recenzja książki Nikt nie idzie
O Jakubie Małeckim słyszałam naprawdę wiele dobrego. Praktycznie każdy napotkany mól książkowy (i nie tylko) zachwalał mi jego książki. Nawet mój młodszy brat oszalał na punkcie jego twórczości. Mnie jednak mimo to ciągle nie kusiło do sięgnięcia po książki Małeckiego i gdyby nie spotkanie autorskie, na którym znalazłam się całkiem przypadkowo to chyba nigdy by się to nie zmieniło. Wbrew pozorom nie poznałam tam twórczości Małeckiego, lecz jego samego. Człowieka, który swoim poczuciem humoru oraz fantastycznym i pełnym szacunku podejściem do fanów oczarował mnie w tak dużym stopniu, że wyszłam z tego spotkania z jego książką w ręce. Tak też zaczęła się moja przygoda z twórczością Jakuba Małeckiego.

„Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona. Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami.”

Przyznam szczerze, że po tych wszystkich pozytywnych opiniach spodziewałam się naprawdę powalającej lektury, tymczasem zupełnie nie wiem co mam myśleć o „Nikt nie idzie”. Ponieważ książka ta wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony otrzymałam lekką, a przy tym niezwykle głęboką historię, zmuszającą czytelnika do wyciągania własnych wniosków i przeżywania życia bohaterów razem z nimi. Natomiast z drugiej strony wprowadzenie aż czterech głównych postaci oraz danie każdemu z nich głosu sprawiło, że w książce tej zapanował tak wielki chaos, że po jej skończeniu w głowie pozostał tylko jeden wielki mętlik. Na dodatek historia Marzeny, Olgi, Igora i Klemensa urwała się tak nagle, że nie mogłam pozbyć się wrażenia, iż gdzieś przegapiłam zakończenie. Jakby co najmniej z mojego egzemplarza wyrwano te kilka ostatnich stron z zakończeniem lub zwyczajnym „podsumowaniem” całości. Takie otwarte zakończenia czasem faktycznie mają swoje plusy, ponieważ umożliwiają czytelnikowi podsumowanie historii tak jak sobie to wyobraża, jednak tutaj zdecydowanie zabrakło mi tego zakończenia.

Wstyd przyznać, ale najbardziej w tej książce urzekła mnie szata graficzna. Minimalistyczna okłada, przedstawiająca klawisze piania moim zdaniem wyraża więcej emocji niż nie jedna kilkusetstronowa powieść. A piękne i subtelne rysunki znajdujące się na początku i końcu każdego rozdziały tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu.

Sięgając po „Nikt nie idzie” nie spodziewałam się, że otrzymam tak zwyczajną i ludzką historię, w której wszystko będzie takie autentyczne. Tutaj brak sztucznych ideałów, są tylko normalni ludzie, którzy popełniają błędy jak każdy z nas. Mimo tego sama książka nie powaliła mnie na kolana, lecz w pewnym stopniu zachęciła do głębszego poznania twórczości Małeckiego. Wszystko, dlatego że „Nikt nie idzie” uświadomiło mi, iż nie spotkałam do tej pory żadnego autora czy autorki piszącego tak kompletnie inaczej od wszystkich. A to jest naprawdę godne pochwały.

Aleksandra
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Nikt nie idzie” autorstwa Jakub Małecki.

Więcej na : http://tygrysica.tumblr.com/ oraz https://www.instagram.com/tygrysicaa/
Dodał:
Dodano: 14 I 2019 (ponad 6 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 226
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 30 lat
Z nami od: 19 IX 2018

Recenzowana książka

Nikt nie idzie



Jakub Małecki, autor bestsellerowych "Dygotu" i "Rdzy" oraz nominowanych do Nike "Śladów", w zupełnie nowej odsłonie. "Nikt nie idzie" to subtelna opowieść, w której buzują wielkie emocje. Po tym, jak Olga zobaczyła go po raz pierwszy, uporczywie wracał do niej w myślach. Tajemnicza postać z kolorowymi balonami. Ni to mężczyzna, ni to dziecko. Ona samotna, on osobny i zamknięty we własnym świecie...

Ocena czytelników: 3.5 (głosów: 1)