Hotelowy bar pełen zdanych na siebie podróżujących.
I jedyne wolne krzesło obok czarującego, tajemniczego, cholernie seksownego mężczyzny.
Było w nim i w naszej rozmowie coś, co sprawiło, że odżyłam. Że poczułam się wysłuchana. Coś, co rozpaliło we mnie ogień.
Gdy nasze drogi znowu się przecięły, nie spodziewałam się, że tym nieznajomym jest Fordham Sharpe, jedna trzecia nieprzyzwoicie bogatych i odnoszących absurdalnie wielkie sukcesy braci z Sharpe International Network. Nie spodziewałam się też, że zostaniemy partnerami – fifty-fifty – w przebudowie hotelu, o którym marzyliśmy.
A przynajmniej ja marzyłam.
Wydawało mu się, że jestem poza jego zasięgiem, poza tym był moim partnerem w interesach. Oboje wiedzieliśmy, że nie należy mieszać biznesu z przyjemnością. Ale łączyło nas jedno – oboje uciekaliśmy. Przed naszą przeszłością. Przed nierozwiązanymi rodzinnymi konfliktami. Przed tym, co naprawdę miało znaczenie – naszymi sercami.
Ale z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było oprzeć się wzajemnemu przyciąganiu.
Zgodziliśmy się na partnerstwo, żeby udowodnić swoją wartość rodzinom, ale być może uświadomiliśmy sobie tylko potrzebę czegoś innego? Siebie nawzajem.