Wiktor Kot nie jest wariatem. To wszyscy wokół zwariowali.
Twarz w ogólnym zarysie mająca tyleż subtelnego uroku, co pospolita cegła. Kwadratowa szczęka strasząca toporną formą jak źle ociosana rzeźba. Pośrodku coś, co kształtem przypomina dziób tukana – krzywy. Przeorane bruzdami czoło, szerokie usta obwisłe pod ciężarem goryczy.
Oto Wiktor Kot, szeregowy obywatel przeciętnego miasteczka. Aż do dnia, w którym odkrywa, że ściany potrafią płakać, za drzwiami wychodka potwory układają się do snu, a właściciele wielkich psów wypisują na krzyżach dziwne ostrzeżenia. Że nic i nikt nie jest takim, jakim się wydaje.
Nawet on sam.
fragment
Górna krawędź furtki sięgała Wiktorowi piersi. Wydawała się łatwa do sforsowania – dopóki nie spróbował. Nie był w najlepszej kondycji; prawdę mówiąc, jego kondycja była godna pożałowania – minęły wieki, odkąd ostatni raz uprawiał jakiś sport. Drobne oczka w siatce nie pozwalały znaleźć oparcia dla stóp – zwłaszcza stóp takich rozmiarów - zaś uniesienie ciała na tę wysokość przy jego nadwadze jawiło się zadaniem równie prawdopodobnym, co wspinaczka po nitce ugotowanego makaronu.
Siatka zaklekotała nerwowo, kiedy rzucił jej wyzwanie, przeklinając soczyście pod nosem swoją niezgrabność oraz głupotę, która go tu przywiodła. W końcu jednak udało mu się przewiesić przez krawędź furtki i opaść na trawę po drugiej stronie z obolałym brzuchemi drżącymi z wysiłku rękoma. Przez kilkanaście sekund leżał na wznak ze wzrokiem wbitym w niebo, próbując poskromić drżenie mięśni i roztrzęsiony oddech.
A potem zamarł bez ruchu, bo dobiegł go cichy szelest,jakby coś poruszyło się w cieniu otulającym drewnianą chatkę. [edytuj opis]
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: