Dodano: 16 VI 2018, 22:50:23 (ponad 6 lat temu)
Lubię tę serię, jednak ta część bardziej działała mi na nerwy niż mi się podobała. Owszem, Dominic miał kreatywne pomysły na prezenty dla Bronagh, jak i na spędzenie jej urodzin. To słodkie. Aczkolwiek wyśmiewanie jej, gdy coś jej nie szło (na przykład kręgle), było bardzo chamskie, zwłaszcza że Dominic wiedział, że jest ona wrażliwą osobą i nie radzi sobie z emocjami. Dodatkowo nawet nie raczył jej pomóc, nauczyć jej, zrobić cokolwiek, dzięki czemu poczułaby się lepiej we własne urodziny. Mam więcej dystansu do siebie niż Bronagh, lecz zdecydowanie nie chciałabym chłopaka, który zamiast mnie wspierać, śmiałby się ze mnie.
Kolejną rzeczą, która mi się nie podobała jest porównywanie zachowania Bronagh do zachowania dziecka. Nikt nie byłby szczęśliwy, będąc nazywany dzieckiem, więc bardzo się dziwię Nico, że tak traktował swoją dziewczynę, wiedząc, że ta ma problemy ze sobą. Naprawdę ciężko było wcześniej na poważnie porozmawiać? Lepiej rzucać głupimi, pogarszającymi sprawę aluzjami...
Na koniec dodam, że irytuje mnie, że autorka robi ze Slaterów bogów. Kobieta nie może mieć nigdy racji, nie może być górą, bracia zawsze zwyciężają. To nie jest podniecające, jak pewnie było zamierzone.
Oceniam książkę na: 3.5