"Ale to się nie stanie. Nasz plan jest taki, że dziecko będzie mówiło do Jake'a tatusiu, a do mnie Dean, i tak jest okej. Nie muszę mieć tytułu. Ale chcę tę robotę."
Dodał: agunia96
Dodano: 07 X 2016 (ponad 8 lat temu)
00
"- Wildcat185, nie masz pozwolenia na start! Powtarzam, nie masz pozwolenia na start!
Pani Wooly nie dotarła do wieży.
- Wieża, tu kapitan McKinley, ruszam na misję ratowniczą.
- McKinley!- darł się głos w słuchawkach.- Co ty, do cholery, wyprawiasz? Nie masz pozwolenia!
- WIeża, przykro mi, ale muszę lecieć.
- Stój, Wildcat 185, otworzymy ogień...
-Wieża, tu chodzi o moje dzieci. Są w strefie Phoenix. Lecą po nie.
- Jezu, McKinley.
W tle słychać było mnóstwo głosów wykrzykujacych rozkazy do pilotów innych samolotów, wydające pozwolenia na start i przypisujące maszyny do pasów.
- Leć po swoje maluchy, Hank- powiedział nagle głos z wieży.- Niech cię Bóg ma w swojej opiece. Wildcat 185, masz pozwolenie na start."
Dodał: agunia96
Dodano: 07 X 2016 (ponad 8 lat temu)
00
"- Powodzenia Wooly- rzucił Caldwell, po czym odwrócił się na pięcie.
- To małe dzieci!- darłem się za nim.- Dwoje nastolatków, ośmiolatka i pięcioletnie bliźniaki! Pięcioletnie bliźniaki!. Dotarliśmy tu aż z Monumentu, żeby ich uratować! Naprawdę nam pan nie pomoże?!
I nagle ten pilot w masce i mundurze pędził już ku mnie. Chwycił mnie mocno- naprawdę mocno- i usłyszałem jego głos przez elektroniczny głośniczek maski:
- Jakie bliźniaki z Monumentu?
Już otwierałem usta, żeby odpowiedzieć, ale zerwał maskę z twarzy i go poznałem.
To był pan McKinley. Nasz sąsiad.
To był pan McKinley, Dean.
Tata Henry'ego i Caroline."
Dodał: agunia96
Dodano: 07 X 2016 (ponad 8 lat temu)
00
"Wszystko, przez co przeszliśmy, wszystkie te okropne rzeczy, które nam się przydarzyły... To już nic. Wszystko to warte było tego, żeby Batiste znalazł mamę."
Dodał: agunia96
Dodano: 07 X 2016 (ponad 8 lat temu)