Bohater powieści to młody przywódca ulicznego gangu w czarnym getcie Johannesburga. Jego imię oznacza po prostu „zbir”. Pozbawiony korzeni żyje chwilą, teraźniejszością; bez skrupułów zabija i kradnie. Pewnej nocy zupełnie nieoczekiwanie trafia w jego ręce... niemowlę, które całe jego dotychczasowe życie przewraca do góry nogami. Zaczyna przypominać sobie własne nieszczęsne dzieciństwo, co go ponownie uczłowiecza; odkrywając własną przeszłość, odnajduje w sobie także miłość. Ta ponadczasowa historia, opowiedziana żywo i pięknie, skłania do wielu refleksji. Autor zaskakująco dobrze potrafi wcielić się w skórę represjonowanych przedstawicieli czarnej większości, wyrazić ich zaciekłość, ale też niedole i nadzieje. Okazało się, że apartheid mimo bezprzykładnego okrucieństwa nie zdołał w uciemiężonych zabić resztek poczucia przyzwoitości, nawet jeśli całkiem skutecznie nauczyli się odpychać je jak najdalej od swojej świadomości.