"- Terka!
Głos mamy - nie sposób jednak otworzyć oczu, strasznie jest dobrze. Pod plecami wygrzany stóg siana, obok Lucynka, nareszcie, nareszcie, tyle czasu jej nie było! Oparły stopy o grzbiet Kitki, jak dawniej, jak zawsze. Kitka, naturalnie, uszczęśliwiona. Lucynka, posłuchaj... Nie ma jej? Ach, śmieszne, to przecież wcale nie stóg siana, tylko kolejowy przedział. Jedzie się przez łąki, przez pola, przez las, przez pola, przez łąki, przez las, jedzie się do Lucynki do Warszawy, Lucynka czeka...
- Terka, no!
- Już...
Na podłodze kwadrat słońca, aż się oczy mrużą. Mama ubrana, gotowa do wyjścia.
- Trzeci raz cię budzę. Wstawaj, dziadek od dwóch godzin w sadzie. Lecę do gminy, póżniej prosto do Pawłowskiego. Zrobisz śniadanie, a potem...
- Kitka!
- Nie wołaj jej teraz. Uważaj, co mówię. Zrobisz śniadanie, a potem pójdziesz do sklepu.
- Dobrze..."
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: