"- Ziemia do Stephanie - odezwał się nagle Komandos.
Popatrzyłam na niego nieprzytomnie i oblizałam wargi.
- Będę musiał odłączyć kamerę bezpieczeństwa w twoim boksie - stwierdził. - Właśnie słyszałem, jak w centrum monitoringu wszyscy głośno wciągają powietrze, gdy oblizałaś wargi. Jestem pewien, że gdyby którakolwiek z kamer pokazała doskonałe ujęcia z morderstwa przy użyciu siekiery, to i tak nikt nie zauważy, jeśli będziesz tu siedzieć"
"- No nie mogę - poskarżyłam się. -Ten głupi pistolet jest za duży. Dźga mnie.
Komandos zamknął oczy i wsparł się czołem o kierownicę.
- Nie wierzę, że cię zatrudniłem.
- Hej, to nie moja wina. Wybrałeś nieodpowiedni pistolet.
- Okey. - Popatrzył na mnie, obracając nieco głowę. - Gdzie cię dźga?
- Dźga mnie w... no wiesz.
- Nie. Nie wiem.
- W okolice łonowe.
- W okolice łonowe?
Widziałam, że stara się bardzo zapanować nad jakimś uczuciami. Albo próbował ze wszystkich sił się nie roześmiać, albo mnie nie udusić.
- Dawaj pistolet - zażądał.
Wyciągnęłam pistolet z portek i oddałam posłusznie. Komandos położył go sobie na dłoni i się uśmiechnął.
- Jest ciepły - stwierdził. Po czym schował broń do schowka na rękawiczki i włożył kluczyk w stacyjkę.
- Jestem zwolniona?
- Nie. Kobieta, która jest w stanie tak rozgrzać pistolet, jest warta tego, by trzymać ja blisko."
"- To są wyjątkowe okoliczności - protestował Joe. - Nie co dzień ktoś wysadza mój garaż. Twoja rodzina na pewno zrozumie.
- Nie zrozumie. Takie coś przytrafia mi się codziennie."
"Staliśmy z Morellim kompletnie oszołomieni. Garaż poleciał w niebo jak fajerwerki i spadł niczym konfetti.[...]
- O mój Boże - wykrztusiłam wreszcie. - Wiolonczela była w samochodzie! - Zacisnęłam pięść w geście zwycięstwa i odtańczyłam taniec radości. - Tak! I tak trzymać! ŁOOO-HOO! Bóg istnieje i mnie kocha! Do widzenia, wiolonczelo!
Morelli potrząsnął głową.
- Jesteś wyjątkową kobietą.
- Chcesz mi się przypochlebić.
- Kochanie, mój garaż wyleciał w powietrze i chyba nie był ubezpieczony. Powinniśmy się martwić.
- Przepraszam. Postaram się zachować powagę.
Morelli zerknął na mnie.
- Ciągle się uśmiechasz.
- Nie mogę się powstrzymać. Naprawdę staram się być wystraszona i zdołowana, ale nie daję rady. Tak cholernie się cieszę, że pozbyłam się tej wiolonczeli."
"- Przestań - zażądałam. - Dość. To nie jest zabawne.
- Buuu-buuuu-buuuu.
No to go walnęłam. To był jeden z tych impulsów, które jakoś omijają mózg. Atak okazał się totalnym zaskoczeniem. [...] Usłyszałam chrupnięcie i z nosa Anthony'ego trysnęła krew. Zamarłam przerażona. Komandos parsknął śmiechem i odciągnął mnie, żebym się nie pobrudziła. Anthony miał szeroko otwarte oczy i usta. Trzymał się za nos. Komandos wsunął mu wizytówkę do kieszeni koszuli.
- Zadzwoń, jak będziesz chciał pogadać.
Wyszliśmy ze sklepu i wsiedliśmy do cayenne. Komandos odpalił silnik i rzucił mi spojrzenie z ukosa.
- Moim partnerem sparingowym jest zazwyczaj Czołg. Ale może następnym razem powinienem wejść na ring z tobą.
- Miałam szczęście, że trafiłam.
Komandos uśmiechał się szeroko i w kącikach oczu pojawiły mu się maleńkie zmarszczki.
- Randka z tobą to superzabawa."
"- Jestem pracownikiem biurowym - powiedziałam. - Myślę, że to TY powinieneś z nim pogadać.
Komandos zaparkował przed sklepem.
- Oboje z nim porozmawiamy. Ostatnio, jak zostawiłem cię w samochodzie samą, to cię ktoś ukradł."
"- Przepraszam. To była decyzja pod wpływem chwili... co widać po moim stroju. Moja matka będzie musiała brać leki na uspokojenie, gdy zaczną do nie dzwonić i donosić o mojej obecności na cmentarzu.
- Jesteśmy ubrani na czarno, więc wszystko pasuje - stwierdził spokojnie Komandos. -Tylko nie rozpinaj bluzy, żeby mężczyźni nie powpadali do grobu."
"Odłożyłam pistolet na półkę i zdjęłam bluzę.
- Dziewczyno. - Komandos wyciągnął z kieszeni swojego pilota i nacisnął jakiś guzik.
- Co zrobiłeś? - zainteresowałam się.
- Wyłączyłem tu kamerę. Hal spadłby z krzesła, jakby zobaczył cię w tym stroju.
- Długa historia, nawet nie chcesz słuchać, krótko mówiąc, ubrałam się tak na złość Morellemu.
- Popieram wszystko, co irytuje Morellego. - Komandos przysunął się bliżej i spojrzał na mnie. - Nie powiem, żebym uznał to za typowy strój do pracy, ale podoba mi się."
"- To było co innego. To był stan nagłej konieczności. A poza tym nie opierałem się na nodze, leżałem na plecach. Czemu jesteś podrapana i masz podarte ciuchy? Coś ty, do cholery, robiła? Miałaś spać w biurze.
- Spadłam ze schodów
- W firmie Komandosa?
- Ta. Chcesz jeszcze jedno piwo? Lody?
- Chcę wiedzieć jak ci się udało spaść ze schodów.
- Spieszyłam się do wyjścia i zderzyłam się z Komandosem, i spadliśmy ze schodów.
[...]
- Biedny dureń. Mam nadzieję, że ubezpieczył sobie ten budynek - mruknął."
"- Możesz zdjąć blokadę? - spytałam Komandosa.
Trącił wielki kawał metalu czubkiem stopy.
- Czołg już jedzie ze sprzętem. Jakim cudem założyli ci blokadę na parkingu?
- To Morelli. Uważa, że ten samochód nie jest bezpieczny.
- O?
- No dobra, wymaga trochę kosmetyki.
- Słonko, ten wóz ma w podłodze trzydziestocentymetrową dziurę.
- Ta, ale ta dziura jest z tyłu i nawet jej nie widzę, gdy jadę. A jak mam otwarte tylne okna, to spaliny wywiewa, zanim w ogóle do mnie dolecą.
- Dobrze wiedzieć, że to sobie gruntownie przemyślałaś."
"Wysiadłam i zadzwoniła moja komórka.
- Dziecino - powiedział Komandos. - Co ty robisz przed domem kultury?
- Valerie ma wieczór panieński. Czy z Halem wszystko wporządku?
- Taa. Kamery cię złapały. Ludzie w dyspozytorni tak się śmiali, że nie dali rady zajść na dół na tyle szybko, żeby cię powstrzymać.
- Słyszałam, że zatrzymali Złomiarza, więc chyba mogłam już wyjść.
- Też to słyszałem, ale jak na razie nie byłem w stanie potwierdzić tej wiadomości. Posłałem za tobą człowieka. Postaraj się go nie uszkodzić."
"- Mam pięć minut. Powiedz mi o Złomiarzu.
- Nie ma o czym mówić. Chce mnie zabić. Powiedziałam ci wszystko wczoraj.
- I co z tym robisz?
- Connie. Lula i ja porwałyśmy Zabójcę. Plan był taki, żeby nam powiedział wszystko o Złomiarzu, ale nie wypaliło.
Komandos dokończył bajgla i odsunął się nieco od stołu, dopijając kawę.
- Porwanie Zabójcy to dobry pomysł. Czemu nic nie powiedział?
- Nie chciał.
Komandos znieruchomiał z kubkiem uniesionym w pół drogi do ust.
- Powinnaś go zmusić.
- Miałyśmy zamiar mu wtłuc, ale kiedy już go przywiązałyśmy do krzesła, okazało się, że żadna z nas nie jest w stanie go uderzyć.
Komandos ryknął śmiechem, rozlewając kawę po stole. Odstawił kubek i sięgnął po serwetkę, próbując się nie śmiać, ale z marnym skutkiem.
- Jezzu - mruknęłam. - Chyba pierwszy raz widzę, żebyś się z czegoś tak śmiał."
"- To coś mocno przypomina porwanie - powiedziałam.
- Nie, skąd - zaprzeczyła Lula. - My go tylko zatrzymałyśmy. To nam wolno.
- Myślę o zmianie zawodu - wyznała Connie. - Na jakiś bardziej normalny... na przykład w oddziale saperów, jako ten odpowiedzialny za detonację bomb."
"- Robi się późno. Powinnam wracać do domu.
- Ja też - dołączyła Lula. - Muszę wrócić do domu i nakarmić kota.
Popatrzyłam na nią zaskoczona.
- Nie wiedziałam, że adoptowałaś kota.
- Raczej myślę o tym. Myślę o tym, żeby wstąpić po drodze do sklepu zoologicznego i kupić kota, wtedy będę musiała wrócić do domu, żeby go nakarmić."
"- Naprawdę zamierzasz ścigać Warda?
- To moja praca.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem i nagle poczułam, jak na moim nadgarstku zatrzaskują się kajdanki.
- Ty chyba żartujesz - powiedziałam, podnosząc rękę.
- To taki żart, prywatny - wyjaśnił Morelli pozostałym i zapiął drugą bransoletkę na swoim przegubie.
- Perwersyjne - stwierdziła babcia.
- Nie mogę jeść - powiedziałam Morellemu.
- Jesz prawą ręką, ja skułem ci lewą.
- Nie mogę mięsa pokroić. I poza tym muszę iść do łazienki.
Morelli nieznacznie pokręcił głową.
- To naprawdę słabe - ocenił.
- Muszę - zapewniłam go. - To przez piwo.
- Okey - przestał się spierać. - Pójdę z tobą.
Wszyscy przy stole głośno wciągnęli powietrze. Kawałek pieczeni wypadł z otwartych ust mojego ojca, widelec wyśliznął się z palców mojej mamy i zadzwonił o talerz. W naszej rodzinie nie chodziło się razem do łazienki. Ledwie przyznawaliśmy się do KORZYSTANIA z toalety."
"Zjadłyśmy, wróciliśmy do samochodów i znowu znaleźliśmy się na jedynce. Jakiś kilometr dalej Lula pokazała mi motel po prawej. To był motel Morellego i Gilman.
- Pewnie i tak tego nie widziałam, tego, co myślałam, że widziałam - powiedziała Lula. - Pewnie tylko sobie wymyśliłam.
Zamilkła, bo przed motelem stał pick-up Morellego.
- Oho - powiedziała tylko.
Jechałam sto trzydziści na godzinę i byłam jakieś czterdzieści metrów za motelem, gdy samochód zatrzymał się z piskiem. Cal i Junior przelecieli obok z wyrazem absolutnego zaskoczenia i przerażenia na twarzach. Wrzuciłam wsteczny, odwróciłam się i patrząc w tylną szybę, cofnęłam z prędkością jakiś osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Ani śladu Cala i Juniora. [...] Cal i Junior cofnęli się już, znaleźli nas i zaparkowali obok. Obaj mieli czerwone twarze i zdaje się, że antyperspiranty zawiodły ich na całej linii. Komandos nie byłby szczęśliwy, gdyby mnie zgubili."
"Morelii otworzył swojego pick-upa.
- Jeśli szukasz zbirów do wynajęcia, to powiedziałem Komandosowi, że rano będziesz za mną.
- Kazał ci przysiąc, że mnie ochronisz?
- Spytał, czy mam dobre ubezpieczenie zdrowotne."
"- Jeśli chodzi o Cala... - zaczęłam - to tak jakby nie jest w najlepszym stanie.
- Dotychczas niszczyłaś moje samochody - powiedział Komandos.
- Taa, to były złote czasy.
- Co z nim?
Wody Valerie tak jakby odeszły na niego i zemdlał. Kiedy się wywalił, rąbnął głową o podłogę. Dobrze, że byliśmy w szpitalu, gdy to się stało. Wyglądał na ogłupiałego, więc zabrali go gdzieś na badania.
- Święty Franciszek.
- No.
Koniec połączenia. Robiłam pogrom wśród Wesołej Kompanii."
"- O Boże! - jęknęła Valerie. - UGH! - I odeszły jej wody.
To była prawdziwa eksplozja wód. [...] Cal stał u stóp łóżka i teraz był cały pokryty mazią od czubka głowy po kolana, kapała mu z nosa, strumykami ściekała z łysej głowy. Valerie podciągnęła nogi, prześcieradło się zsunęło i Cal z otwartymi ustami gapił się na to, co odsłoniło. Julie odwróciła się i wychyliła, żeby też spojrzeć.
- Oho - powiedziała. - Noga wystaje, to będzie poród pośladkowy.
I wtedy Cal zemdlał. ŁUP. Przewalił się jak wielka sekwoja ścięta przez Paula Bunyana. Zadzwoniły szyby i cały budynek się zatrząsł.
Wszyscy rzucili się do Cala.
- Hej! -zirytowała się Valerie. - Ja tu rodzę!"
"- Poczekaj tutaj - nakazał mi.
Wyciągnęłam swój rewolwer.
- Nie ma mowy. To mój NS.
Czołg obrócił się i popatrzył na mnie.
- Jeśli coś ci się stanie, to ja odpowiem przed Komandosem. Szczerze mówiąc, wolę już zarobić kulkę od tamtego debila."