"Znów ten telefon. Ponownie nie pozwala spać. Zagłusza moje myśli. Dlaczego jeszcze go mam? Przecież już dawno miałem zrezygnować z tego „udogodnienia w życiu” – jak to nazywał przekonujący mnie do jego zakupu przedstawiciel firmy telekomunikacyjnej. „Tańsze rozmowy” − mówił. „Kontakt z najbliższymi” − kontynuował. „Sam pan zobaczy, z czasem nie będzie pan sobie wyobrażał życia bez niego” − zapewniał. A ja w końcu uległem. Chyba tak dla świętego spokoju. Po to, aby już poszedł i dał w końcu odpocząć. Jakże się myliłem...
Niedługo po jego wizycie odwiedziła mnie ekipa monterska. Obudził mnie dzwonek u drzwi. Ciągle dzwonił. Nie otwierałem, jednak każdy kolejny gong brzmiał niczym uderzenia młota pneumatycznego i wwiercał się coraz mocniej w moją głowę. Mocniej i mocniej. Po którymś z kolei dźwięku nie wytrzymałem. Zwaliłem się z łóżka i poszedłem otworzyć bramę mojej samotni.
Było ich trzech. Na cholerę aż trzech? Wyglądali prawie identycznie − może to przez te uniformy? Mieli na sobie niebiesko-białe koszule, niebieskie spodnie i czarne buty. Na głowach czapki z daszkiem. Jakie one były, niech no sobie przypomnę... Chyba też niebieskie. Tak, niebieskie z białym znaczkiem podobnym do orła na policyjnej czapce. Gdyby nie torby, które mieli przewieszone przez ramiona − były chyba czarne − pomyślałbym, że to właśnie „stróże porządku”.
Ale czego ci ostatni mieliby szukać u mnie, w mojej oazie spokoju?
− Dzień dobry − powiedział najniższy z monterów, stojący pośrodku. − Mamy nadzieję, iż nie obudziliśmy wielce szanownego pana."
Dodał:
saki
Dodano: 29 VIII 2010 (ponad 14 lat temu)
"Pasja w życiu każdego człowieka to rzecz najważniejsza na świecie – w moim przypadku nie było inaczej... Nadaje ona sens naszemu życiu, czyniąc je wartościowym. To dla niej budzimy się rano, a w nocy zasypiamy, mając ją przed oczami. Prawdziwa pasja żyje w nas, a i my żyjemy dla niej. A kiedy umiera, tak naprawdę i my umieramy."
Dodał:
saki
Dodano: 29 VIII 2010 (ponad 14 lat temu)
"Odkąd świadomie sięgam pamięcią, zawsze fascynowała mnie liczba dwanaście. Używając sformułowania „świadomie”, mam na myśli wiek około sześciu lat. A wszystko zaczęło się dość niepozornie, na imieninach mojego dziadka.
Imieniny dorosłych, jak to imieniny dorosłych – totalna nuda dla każdego bez wyjątku dzieciaka, zwłaszcza jeśli było się na nich osamotnionym przedstawicielem najmłodszego pokolenia. Tak więc jedyną atrakcją na tym rodzinnym spędzie oldbojów był dla mnie suto zastawiony stół. Ze wzrokiem drapieżcy wypatrywałem wszelakiej słodkiej zdobyczy, pokrywającej tę niesamowitą krainę bogactwa. I każdą z nich, bez potrzeby polowania, zdobywałem. O, jak dobrze być jedynym dzieckiem na imprezie dorosłych. Łakomy i proszący wzrok w kierunku upatrzonego celu i już wszystko pod nosem. Biednemu, samotnemu dziecku trzeba jakoś wynagrodzić tak okropną krzywdę, prawda?
I wszystko byłoby w porządku – dorośli dalej zajmowaliby się sprawami dorosłych, a ja swoim światem słodkości – gdyby solenizantowi nagle nie strzelił do głowy bardzo głupi pomysł i nie postanowił zapytać mnie o jedną, jedyną rzecz.
Oj, Dziadziu, gdybyś tylko wiedział, jaką krzywdę wyrządzisz mi i całej ludzkości tym pytaniem, skonałbyś przy stole w samobójczym akcie dobroci. Dziadku, co ci szkodziło dalej biadolić o polityce i swojej migrenie, ale nie, ty postanowiłeś okazać mi trochę współczucia i skierować uwagę całego towarzystwa na mnie. Jedno pytanie! Jedno przeklęte pytanie:
– Tomaszku, jaka jest twoja ulubiona liczba?"
Dodał:
saki
Dodano: 29 VIII 2010 (ponad 14 lat temu)