Wciskając pomazany czerwoną farbą guzik domofonu (tak oznakowano w mieście lokale wynajmowane przez agencje towarzyskie), z nawyku rozejrzał się. Na tyłach Marszałkowskiej nie działo się nic, co mogłoby go zaniepokoić. Kilka zaparkowanych samochodów, babcia prowadząca za rękę wnuka, grzebiący w kubł...