"Gdy pojawiają się dobre uczucia, całe życie zmienia się na dobre".
Dobry pomysł na fabułę, interesujące tło obyczajowe, ciekawe kreacje psychologiczne postaci oaz gorący wątek miłosny – to z pewnością przepis na udaną powieść obyczajową, którą czytelnicy, a w szczególności czytelniczki, po prostu pokochają. Gdy jednak wszystkie te elementy rozpływają się w zbyt dużej ilości opisów i powtarzaniu pewnych myśli, książka taka traci zainteresowanie i zaczyna stawać się nużąca. Tak niestety stało się w przypadku tej powieści.
Anna Ficner-Ogonowska to z zawodu nauczycielka, którą czytelnicy pokochali za bestsellerową serię zatytułowaną "Alibi na szczęście". Autorka mieszka w Warszawie z mężem oraz dwójką dzieci, nie wyobraża sobie życia bez rodziny, przyjaciół, miłości i książek.
Julka to mieszkająca w Warszawie z matką, studentka psychologii. Bohaterka w wolnych chwilach wraz ze swoją przyjaciółką Nelą, udziela się jako wolontariuszka na oddziale dziecięcej onkologii. Pewnego dnia, w jej poukładane i do bólu przewidywalne życie wkracza zupełnie niespodziewanie starszy od niej ordynator szpitala. Od tej chwili życie Julki wywraca się do góry nogami.
Najnowsza powieść Anny Ficner-Ogonowskiej mnie zwyczajnie zmęczyła. Książka ta, to bowiem ponad siedemset stron prozy, w której wiele elementów fabularnych się powiela, a stany emocjonalne głównej bohaterki powtarzają się cyklicznie, wywołując monotonię, a nawet znudzenie lekturą. Gdyby autorka okroiła przekazywaną przez siebie treść o co najmniej dwieście stron, z pewnością powieść tę czytałoby mi się płynniej i przede wszystkim szybciej. Zbyt często bowiem miałam wrażenie, że pisarka serwuje mi powtarzające się informacje dotyczące głównych bohaterów, a pewne szczegóły, chociażby te dotyczące przykładowo posiłków, były zbędne, bowiem do fabuły nie wnosiły nic godnego uwagi. Szkoda, że książka ta okazała się dla mnie doskonałym przykładem przerostu formy nad treścią, gdyż proza Anny Ficner-Ogonowskiej, w pewnych jej fragmentach, potrafiła ująć moje serce i wywołać tym samym sporo emocji.
Dużo w tej powieści życiowej mądrości oraz wzruszeń. Nie znajdę bowiem chyba czytelnika, który nie poczuje łzy pod powieką pod wpływem rozbudowanej płaszczyzny wizyt Julki na oddziale dziecięcej onkologii i rozmyślań bohaterki na temat małego chłopca, bliskiego jej sercu. Fragmenty te wymuszają swoisty reset emocjonalny i zarazem jego rollercoaster. Mnóstwo refleksji wywołał także we mnie romans studentki z dojrzałym mężczyzną, a pamiętną i przede wszystkim namiętną scenę pocałunku w szpitalu z pewnością będę długo wspominać z rumieńcem na twarzy. Trudno także pozostać mi obojętną nad postawą ciotki Klary, która w mojej ocenie stała się postacią nieco egzotyczną, ale przyznam, iż bez jej złośliwości, byłoby zwyczajnie nudno.
"Czas pokaże" to jednak przede wszystkim Julka i jej dwa światy – maski, które zakłada przed swoją dość skomplikowaną rodziną, pełna wewnętrznych sprzeczności, pełna dylematów. Julka to postać niejednoznaczna, która podczas tej obszernej lektury wyzwalała we mnie wiele ambiwalentnych uczuć. Jej popadanie ze skrajności w skrajność, wewnętrzne monologi i słabość w pokazywaniu tego, co naprawdę myśli – mogą irytować i wywoływać znużenie. W pewnych sytuacjach nie potrafiłam zrozumieć toku jej rozumowania, w innych zaś doskonale odczuwałam jej stany emocjonalne. Jedno jest pewne - Anna Ficner-Ogonowska wykreowała postać tak skomplikowaną, że trudno przejść wobec niej obojętnie.
Ciężko mi polecić wam tę książkę, ciężko również odradzić, gdyż w zasadzie jej wady i zalety się dla mnie bilansują. "Czas pokaże" to powieść obyczajowa, w której autorka porusza mnóstwo tematów bliskich nam, jednak zbyt przegadana fabuła, niestety wprowadza znudzenie. Z pewnością jednak, da się wyłowić z tej książki to, co najważniejsze, czyli poszanowanie wartości miłości i ważność dążenia do szczęścia.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl