Zmierzch” Stephenie Meyer to jedna z tych lektur, które wzbudzają wśród czytelników skrajne uczucia. U jednych wywołują zachwyt i same pozytywne odczucia, zaś u innych wręcz przeciwnie - negatywne emocje związane z pomysłem na fabułę, kreacją bohaterów i stylem autorki. Stephen King uważa, że „Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć chłopaka.”. I choć pewnie jest w tym ziarno prawdy, ponieważ książka przypomina współczesną wersję bajki o Kopciuszku, to dla mnie ta seria ma szczególne znaczenie, gdyż dzięki niej kilka lat temu przypomniałam sobie magię czytania. Sięgnęłam po nią ze zwykłej babskiej ciekawości, żeby sprawdzić czym tak bardzo fascynuje się moja szwagierka i przepadłam. Zakochałam się w tym cudownym stanie oderwania od rzeczywistości i uzależniłam się, a mój apetyt na słowa zaklęte w książkach rośnie z każdą lekturą...
Wracając jednak do „Zmierzchu”, w 2015 minęło 10 lat od premiery pierwszego tomu cyklu i z tej okazji pisarka postanowiła sprawić swoim czytelnikom niespodziankę. Niestety, nie jest to upragniony i wyczekiwany przez fanów serii „Midnight Sun”, gdyż idea przygotowania „prezentu” dla miłośników sagi zrodziła się zbyt późno by ta powieść mogła powstać. Stephanie wpadła na inny, moim zdaniem dość odważny pomysł i postanowiła z tej okazji na nowo „opowiedzieć” znaną już czytelnikom historię, z tą różnicą, że podmieniła płeć występujących w niej postaci.
Głównym bohaterem „Życia i śmierci” jest nastoletni Beaufort Swan, który przeprowadza się do miasteczka Forks by zamieszkać wraz z ojcem. I choć sam skazał się na to "wygnanie", nie jest mu łatwo odnaleźć się w nowym miejscu. Ale kiedy na jego drodze staje tajemnicza i oszałamiająco piękna Edythe Cullen, chłopak nie wie, że ta znajomość odmieni jego życie na zawsze. Miłość przychodzi nieproszona, a kiedy odkrywa, że jego wybranka ma mroczną tajemnicę jest już za późno by się wycofać.
Brzmi znajomo? Oczywiście, bo „Życie i śmierć” to „Zmierzch” z tą różnicą, że autorka odwróciła role głównych bohaterów, podmieniła płeć większości postaci drugoplanowych i wprowadziła kilka zmian, które były niezbędne ze względu na fizjonomię postaci. Jednak największa metamorfoza nastąpiła na płaszczyźnie redakcji, co niewątpliwe wpłynęło na poprawę jakości stylu jakim nadpisana jest powieść, choć większość treści, epizodów czy wątków nie ulega zmianie. Tak, „Życie i śmierć” to przepisany „Zmierzch” z jedną zasadniczą różnicą i kilkoma drobnymi zmianami.
Powstaje więc pytanie czy warto wchodzić do tej samej rzeki po raz drugi? Z jednej strony miło jest ponownie spotkać się z bohaterami po tylu latach i przeżyć to jeszcze raz, tylko z innej perspektywy. Ale z drugiej strony rodzi się pytanie po co zajadać się odgrzewanym kotletem, kiedy na rynku jest tyle wartościowych książek? Tę decyzję musicie podjąć sami, ale zdradzę wam, że dla mnie przygoda z książką była ciekawym doświadczeniem, choć spodziewałam się, że autorka wykaże się większą pomysłowością.
Na uwagę zasługuje również fakt, że specjalne wydanie powieści zawiera nie tylko nową, śmiałą wersję powieści, ale również jej pierwowzór, a w związku z tym stanowi podwójną dawkę przyjemności dla fanów serii. Myślę, że wielbiciele sagi nie oprą się pokusie, ale bardziej niż sama książka ucieszy ich zawarta w przedmowie wiadomość dotycząca „Midnight Sun”.