" Bo ja dalej będę pisał, a jakbym nawet już nie pisał leworęcznej spowiedzi, to będę pisał co innego, a jakbym i czego innego nie pisał, jakbym już w ogóle nie pisał, to będzie pisał kto inny"
Jeśli założymy, że książki dzielą się na dwie kategorie: po pierwsze -na te, za których napisanie czytelnicy mogą podziękować autorowi oraz, po drugie - na te, za których przeczytanie autor powinien podziękować czytelnikom, utwór J.Pilcha zalicza się zdecydowanie do tej drugiej...
Jak wspomina sam autor, jest to coś na kształt spowiedzi. Ale z czego właściwie się tu Pilch spowiada?
"Zamierzyłem "Bezpowrotnie utraconą leworęczność" jako rodzaj dziennika, memuarów, prozy silnie autobiograficznej. Ale miał też w tym być wyrazisty rys felietonowej doraźności, zapis godnych odnotowanie bieżących wydarzeń, cykle inspirowanych, choćby na wskroś przypadkowymi spotkaniami na krakowskim Rynku, kąśliwych portretów moich bliźnich. W ostatnim wypadku rysuje się zresztą możliwość frapującej gry z rzeczywistością"
Z kart "Bezpowrotnie utraconej leworęczności" dowiemy się kilku ciekawostek z życia mniej lub bardziej znanych osobistości artystyczno-kulturalnego światka, np.: o M. Stali, J. Turowiczu, J. Jarzębskim czy Przybosiu; co Pilch sądzi o dojściu do władzy Jasia Polkowskiego, poety niepodległościowego; poznamy historię psa Jana Nowickiego. Oczywiście nic nie pozostanie bez bardziej lub mniej złośliwego komentarza autora.
Opisane są tu również doznania, obserwacje, opinie, na przykład z pobytu Pilcha w szpitalu (ach, te pielęgniarki!) i o Krakowie. Wspomina swojego dziadka, komentuje piłkarską rzeczywistość, jest arbitrem w walce felietonu z prozą. Znajdziemy również fragment o erotyce i różnicach z nią związanych między Pilchem a Woddy Allenem. Dowiemy się także o niechęci pisarza do podróżowania i chęci do napojów wyskokowych. Przejrzymy jego biblioteczkę i poznamy gust literacki.
Czytając "Bezpowrotnie utraconą leworęczność" odnosi się wrażenie, że owa tytułowa leworęczność a przede wszystkim jej utrata to dla pisarza niezaprzeczalnie najbardziej traumatyczne wspomnienie, które ciągle pali...
Dla kogo została napisana ta książka? Wydaje mi się, że przede wszystkim dla samego Pilcha. Być może potrzebował on dać upust swym myślom, wspomnieniom, niekiedy wyolbrzymiając, niekiedy siląc się na drobiazgowość. Język tej książki jest dość specyficzny, dlatego nie dziwi fakt, że niektórym trudno jest przebrnąć... Na pewno jest to smakowity kąsek dla fanów pisarza, ale czy dla kogoś więcej?
Podoba mi się gra słowem, gra czasem, gra rzeczywistością, podoba mi się ze względów "technicznych". Niektóre spostrzeżenia warte są uwagi, refleksji, inne bawią, ale są też takie, które nudzą czy nawet irytują.
Dzięki tej książce odnalazłam jedną słabość, którą dzielę z autorem:
"Nic na to nie poradzę - mam wielką słabość do zeszytów w linię. W ogóle mam słabość do galanterii papierniczej, do sklepów papierniczych, do hurtowni papieru"
"Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać. Biblioteka jest zbiorem snów zapomnianych, ale utrwalonych, jest szansą nieustannego powrotu, a każdy powrót może tu na powrót stać się pierwszym przyjściem"
"Bezpowrotnie utracona leworęczność" jest dla mnie książką jednorazową. Samemu Pilchowi zaś dam kolejną szansę...
Opublikowane na:
http://dajprzeczytac.blogspot.com/