Niezwykle spodobał mi się pomysł Liz Braswell. Kotołaki tak rzadko występują obecnie w literaturze, że przyjemnie jest choć raz dla odmiany poczytać o innych stworzeniach niż wampiry, czarownice i anioły. Oryginalne pomysły, to coś, co najbardziej cenię sobie w literaturze młodzieżowej. "Dziewięć żyć Chloe King" stało się więc niejako jednym z moich faworytów. Niestety drugi tom jest idealnym przykładem na to, że dobry pomysł to nie wszystko.
"Upadła", czyli pierwsza część trylogii, bardzo mi się spodobała. Oryginalny pomysł, ciekawa fabuła, lekki i obrazowy język. Nic tylko rozsiąść się wygodnie na kanapie i rozpocząć przygodę z nowymi bohaterami. Teraz, gdy fascynacja pomysłem przeszła mi już niemal całkowicie, pora przejrzeć na oczy i sprawdzić, czy "Uprowadzona" to faktycznie dobra książka.
Tym razem dowiadujemy się więcej o nowym życiu Chloe. Poznajemy, zarówno jej korzenie, jak i mamy okazję zrozumieć dlaczego kotołaki muszą od wieków walczyć o przetrwanie. Bractwo Dziesiątego Ostrza, to kolejny szerzej przedstawiany przez autorkę temat. Pojawiają się rozdziały pisanie nie tylko przez tytułową bohaterkę, ale także przez Briana, co sprawia, że możemy lepiej zrozumieć historię, poznając dwa odrębne punkty widzenia. Autorka zdecydowanie więcej uwagi poświęca skomplikowanym relacjom bohaterów, a dużo mniej na ich magicznych zdolnościach.
To w zasadzie wszystkie plusy. Niestety, ale pojawia się dużo zgrzytów. Zarzut nr 1 - przewidywalność. Pojawiający się wątek przywódcy stada, jest chyba najbardziej banalnym i schematycznym ze wszystkich użytych w tym tomie wątków. Brakowało mi nutki tajemnicy, zagadki i zaskoczenia. Zarzut nr 2 - dziwne postawy przyjaciół i matki Chloe. Nie uwierzę w to, że po zobaczeniu kotołaka w walce - który z dodatku okazuje się być jedną z najbliższych osób - można przejść z tym, o tak, do porządku dziennego. O ile postawa przyjaciół jest nieco bardziej realistyczna, to stosunek matki Chloe do zaistniałej sytuacji jest nie tylko absurdalny, ale i zwyczajnie śmieszny. Braswell ewidentnie się tutaj nie popisała. Zarzut nr 3 - wątek miłosny. Tylko ja odniosłam to wrażenie, że autorka sama nie wie, jak go pociągnąć? Jest opisany tak chaotycznie, że wielokrotnie czytelnik ma okazję pogubić się w uczuciach głównej bohaterki. Czasem takie opisy pozwalają nam zrozumieć, że w umyśle postaci toczy się prawdziwa walka myśli i emocji. Tutaj niestety są one raczej przeszkodą w poznaniu prawdziwego charakteru Chloe.
Jestem trochę zawiedziona. Pomysł był obiecujący, ale wykonanie do najlepszych nie należy. Tę historię można było poprowadzić w sposób ciekawszy i bardziej angażujący czytelnika. Tymczasem podczas czytania, nie potrafiłam stać się częścią tego świata, a życie poszczególnych bohaterów nie bardzo mnie obchodziło. Równie dobrze autorka mogłaby ich wszystkich uśmiercić, a ja pewnie nawet bym się nie przejęła - w taki sposób pisze Liz Braswell.
Przy recenzji pierwszego tomu skupiłam się bardziej na pomyśle niż na wykonaniu. Wszystko dlatego, że to właśnie na to zwraca się głównie uwagę podczas lektury "Upadłej". Gdy jednak już znamy pomysł i chcemy poznawać go dalej, to nie ma rady, musimy mieć coś, co umili nam ten proces i sprawi, że lektura stanie się przyjemnością. Coś, co sprawi, że z zainteresowaniem będziemy śledzić losy bohaterów, nie chcąc odłożyć książki ani na moment. W "Uprowadzonej" niestety tego nie znajdziemy.
Więcej moich recenzji na:
https://zaczytana28.wordpress.com