Eden Munro nie widziała ojca od rozwodu rodziców. Po latach dostaje od niego zaproszenie, by spędziła wakacje z nim i jego nową rodziną. Dziewczyna decyduję się na wyjazd do słonecznej Kalifornii. Pobyt w Santa Monika przewróci jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nowa żona ojca, która jest miła i ciężko jej nie lubić, trzej przyrodni bracia, z czego najstarszy, niereformowalny Tyler wzbudza jej zainteresowania, nowi znajomi, imprezy do upadłego i tylko jakoś z ojcem nie potrafi nawiązać więzi. Eden musi się zmierzyć z licznymi rozczarowaniami i miłością, która nie powinna nigdy się wydarzyć.
Początkowo myślałam, że to kolejna sztampowa powieść dla nastolatków. Główna bohaterka ma szesnaście lat i zmaga się z brakiem pewności siebie. Dodatkowo odczuwa złość i nie potrafi wybaczyć ojcu tego, że ją porzucił. Bardzo szybko się przekonałam, że książka jest czymś więcej niż młodzieżówką i była to zasługa emocji, jakimi emanuje. Bardzo łatwo nawiązałam więź z Eden i choć niczym szczególnym się nie wyróżnia, to jej odczucia są w pełni zrozumiałe. Książka ma w sobie wiele prawdy życiowej, począwszy od rodziców, którzy niedostrzeganą własnych błędów i zachowują się jak wszechwiedzący, nieomylni bogowie, a tak naprawdę sami nie potrafią rozmawiać o problemach i tutaj starszy czytelni również znajdzie coś dla siebie. Autorka bardzo trafnie pokazała obraz rodziny po rozwodzie, wszystkie trudności, z którymi mierzą się bohaterowie były ciekawe.
Kolejna sprawa, której poświęcono wiele uwagi, to imprezy. Eden poznaje nowe przyjaciółki i bawi się na całego. Poznajemy mroczne sekrety i zwariowane pomysły. Młodość rządzi się swoimi prawami i wiele można zrozumieć, lecz podoba mi się, że młodzi ludzi potrafią wykazać się zdrowym rozsądkiem. Tyler na tym polu pokazał się z jak najgorszej strony. To chłopak, który niczym się nie przejmuje, nie respektuje zakazów matki i dopiero z czasem dostrzegłam, dlaczego tak jest. Bardzo ciekawa postać, której warto poświęcić więcej uwagi i przeanalizować wpływ jego przeżyć na wybory, których dokonuje. Tyler i Eden zbliżają się do siebie pod wieloma względami i każdy spojrzy na ich zachowanie inaczej, ja sama nie widzę w tym nic złego a jednak oni zaskoczyli mnie swoją dojrzałością.
Akcja jest zawrotna a język idealny dla młodzieży, aż trudno uwierzyć, że to debiut literacki bardzo młodej Estelle Maskame, jeśli tak wygląda jej pierwsza książka, to niecierpliwie wyczekuję kolejnych, gdyż idealnie przedstawiła przeżycia młodych ludzi oraz problemy, z którymi się borykają.
„Czy wspominałam, że Cię kocham?” Tętni życiem, świeżością i pasją. Piękna i życiowa historia, której nie brak wrażliwości. Bohaterowie popełniają błędy i to jest najpiękniejsze, że nie jest to kolejna wymuskana opowiastka o miłości, tylko o trudnych wyborach i poświęceniu własnych uczuć dla większego dobra. Polecam 5-/6