„Mechaniczna księżniczka” to już pożegnanie z Nocnymi Łowcami, których poznaliśmy w serii „Diabelskie maszyny”. Co tym razem przygotowała autorka? Coś dobrego, czy coś przeciętnego?
Trochę zaskoczyłam mnie lekka głupota głównej bohaterki i to w tym tomie niejednokrotnie. No bo kto biegnie w ogromnej i ciężkiej sukni na bitwę, w której można stracić życie? Albo zamiast szukać ucieczki z pułapki, baraszkuje się w łóżku? Przez to Tessa dosyć sporo straciła w moich oczach, ale nie aż na tyle by przestać ją całkowicie lubić. Co do Jema miałam mieszane uczucia, ponieważ ciągle zmieniał swoje zdanie, z kolei Will non stop powodował, że chciało mi się śmiać – on i te jego teksty.
„Mechaniczna księżniczka” wreszcie przynosi odpowiedzi na wszystkie tajemnice pojawiające się od pierwszego tomu. Dowiadujemy kim i czym tak naprawdę jest Tessa oraz czego od niej chce Mortmain. Ogromnym minusem dla autorki jest to, że za bardzo skupiła się na wątku romantycznym, a nie na walce z diabelskimi maszynami i Mortmainem. No bo ciągle tylko czytamy o związku Tessy z Jemem, Tessy z Willem, Sophie z Gideonem, Cecily z Gabrielem czy Charlotte z Henrym, a gdzie akcja? gdzie walka? Pierwsza część książki troszkę się wlecze, lecz nie jest ona nieciekawa, dopiero w drugiej połowie przyspiesza ona i nie pozwala na chwilę wytchnienia.
Cieszę się, że autorka postanowiła zakończyć tę serię i nie ciągnąć jej dalej, ponieważ dla mnie było koniec był bardzo dobry (o mało się nie popłakałam na epilogu) i myślę, że powinno tak zostać.
Podsumowując całą trylogię, czytało się ją świetnie i szybko, chociaż nie zawsze mnie zachwycała i powodowała momentami moje niezadowolenie. Jednak autorka pisze lekkim językiem i wykreowała ciekawy świat.
http://magiczneksiazki.blogspot.com/