Zacznę od tego, iż to skandal, że na czternastą część musieliśmy czekać prawie rok!
Tak się nie robi wiernym fankom, które z utęsknieniem czekają na kolejne części! Na szczęście w serię wkręciłam kilka osób i nie musiałam się bulwersować w samotności. Doczekałam się, wreszcie nadszedł ten dzień i w moje łapki trafiła czternasta część przygód Stephanie Plum. Tradycyjnie wszystkie inne książki poszły w kąt, bo fizycznie nie potrafiłabym się powstrzymać od czytania.
Tym razem Stephanie ma naprawdę prostą sprawę, trafia do Loretty Rizzi bez problemu. Loretta zgadza się jechać na posterunek. Czy to nie jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Czy w życiu Steph, cokolwiek, kiedykolwiek mogłoby być tak proste? Oczywiście, że nie. Loretta, która okazuje się być daleką kuzynką Morellego wymusza obietnicę, że Stephanie zaopiekuje się jej synem i niedługo potem zapada się pod ziemię. Brat Loretty, ziejący nienawiścią do Morellego jest bardzo niezadowolony z tego faktu, a słynie z dość porywczego charakteru. Stephanie trafia w domu Morellego najpierw na włamywacza, a później na zwłoki. Na domiar złego, połowa okolicy, z babcią Mazurowa na czele zaczyna przekopywać podwórko Morellego w poszukiwaniu skarbu. A, i jeszcze Brenda, spadająca gwiazdka muzyki country, która lata świetności ma już dawno za sobą. Steph ma ją ochraniać razem z Komandosem, ale jest to trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Bo w końcu co w życiu Stephanie jest łatwe?
Książki o Stephanie mają w sobie coś takiego, że zaczynam się uśmiechać już po przeczytaniu pierwszego zdania. A dalej jest już tylko lepiej. Nieustająca komedia omyłek, pakowanie się w kłopoty, wybuchy, zbiry czyhające na jej życie i babcia Mazurowa. To jedna z najmocniejszych stron tej serii, bohaterowie drugoplanowi. Stephanie sama w sobie jest genialna w swojej ciamajdowatości, ale Evanovich dba też o to, żeby jej otoczenie było równie pokręcone. Ma ona talent do tworzenia takiej parady świrów, że nie sposób o nich zapomnieć. Nawet kiedy jesteśmy już kilka części dalej, ci nadal żyją w naszej pamięci i niektórzy czasem wracają na kartach powieści. Witamy ich wtedy jak starych dobrych przyjaciół, z uśmiechem na twarzy. Tym samym autorka udowadnia, że jej wyobraźnia jest naprawdę nieograniczona. To już czternasta część, jeszcze wiele przed nami, a ona stale potrafi nas zaskoczyć. Jedyny minus tych książek jest taki, że pochłania się je w jeden dzień, a potem pozostaje tylko tęsknota i oczekiwanie na kolejny tom, co niniejszym czynię. Mam tylko nadzieję, że tym razem przyjdzie nam czekać zdecydowanie krócej!
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/