Kolejne upalne lato...

Recenzja książki Upalne lato Kaliny
Rodzice z reguły kochają swoje dzieci. Piszę "z reguły", ponieważ niewątpliwie zdarzają się niechlubne wyjątki. Jeszcze o ile uczucie ojca a właściwie jego brak można sobie jakoś wytłumaczyć (nie był gotowy, nie czuje się ojcem, jest za młody i tak dalej) o tyle więź matki z dzieckiem jest nierozerwalna i szczególna. Miłość rodzi się z chwilą odkrycia maleńkiego mieszkańca brzucha i rośnie wraz z nim. Matka choćby nie wiem jak była zmęczona, jak była chora (kojarzycie reklamę "Mamy nie biorą zwolnienia. Mamy biorą ..." i tu nazwa specyfiku) to po prostu musi być "na chodzie", musi dawać radę, nawet jeśli pada na pyszczek. Coś o tym wiem... Jednak czy zawsze matka poświęca swoje życie dziecku? Czuje wszechogarniającą miłość i więź? Niestety nie. Przekonałam się o tym czytając kontynuację "Upalnego lata Marianny", z którą przygodę rozpoczęłam w lutym. Kto nie czytał wspomnianego tomu pierwszego recenzję "Upalnego lata Kaliny" czyta na własną odpowiedzialność.

Lata sześćdziesiąte. Kalina jest młodą kobietą, która popełniła - według wielu znanych i nieznanych sobie osób - mezalians poślubiając dużo od siebie starszego mężczyznę. Kalina jest po obronie pracy magisterskiej a Jerzy Pilecki robi właśnie habilitację na wydziale historii. Pileccy mają córeczkę - Gabrysię, którą wychowuje wieloletnia niania Kaliny - Gabriela. Dlaczego? Najpierw było to najprostsze rozwiązanie, by Kalina mogła dokończyć studia a później stało się po prostu wygodne w sytuacji, gdy doktorowa nie czuła miłości do swojego dziecka i mogła wymówić się obowiązkami, uczelnią czy lepszym otoczeniem do wychowywania małego dziecka na wsi. Opiekunka nie narzeka, nie wypomina, ale jest zadziwiona, że matka nie ma chęci zabrać córeczki do domu, nie chce uczestniczyć w jej wychowaniu, życiu, nie chce obserwować nowych postępów.

A teraz Kalina przyjeżdża do mazowieckiej wsi nie po to, by zabrać ze sobą prawie roczną Gabi, ale żeby obwieścić opiekunce, że wyjeżdżają z Jerzym na ponad miesiąc do Zakopanego. Ona jeszcze nigdy nie była w Tatrach a on napisze w ciszy pracę naukową - ostatnią, której brakuje mu do zakończenia procesu habilitacji. Właściwie Kalina z góry założyła, że Gabriela zgodzi się zająć małą jeszcze do ich powrotu, bo kocha tą istotkę jak własną córkę czy wnuczkę.

W pociągu wiozącym całą czwórkę do stolicy Tatr (pomysłodawczynią była Baśka, przyjaciółka Kaliny, zapalona taterniczka oraz jej brat bliźniak) spotykają Maćka, który wprowadzi nieco chaosu w już pogmatwane życie Kaliny, zasieje w niej ziarno wątpliwości a rozmowy przeprowadzone między tą dwójką w Zakopanem zmuszą dziewczynę do przemyślenia własnego życia, do poukładania na nowo priorytetów i podjęcia ważnych decyzji. Czy uda się przełożyć myśli na czyny? Czy Kalina odważy się na zmiany?

Dni upływają sielsko: młodsi chodzą na wycieczki górskie a wieczorem spotykają się czasami w lokalach rozrywkowych. Jerzy zaś oddaje się głównie pisaniu... I nagle pewna przesyłka burzy całkowity spokój ducha Kaliny. To Gabriela postanawia nie ukrywać dłużej prawdy o przeszłości. Wie, że lat jej przybywa i nie chce zabierać do grobu informacji istotnych dla tej młodej kobiety. Chce niejako wyspowiadać się, oczyścić, zrzucić z siebie ciężar, który przez gromadził się na sercu i teraz mocno jej doskwiera. Koperta jest bardzo gruba i zawiera tajemnice dotyczące życia Marianny (matki Kaliny) podczas wojennej zawieruchy. Tłumaczy jej zachowanie po wojnie, stosunek do maleńkiej córeczki, opisuje małżeństwo Marie i wiele późniejszych zdarzeń jakże ważnych dla obecnych relacji Kaliny z małą Gabi (których długo pojąć nie mogłam, jako matka).

List opiekunki jest bardzo ważny, wnosi wiele w historię, którą znamy z kart poprzedniego tomu trylogii. Wtedy opowieść została zakończona w okresie wakacyjnym, tuż przed wybuchem wojny a ten tom zdradza nam sekrety Marianny, dotyczące pozostałych lat jej życia. Moim skromnym zdaniem tom ten jest znacznie lepszy i ciekawszy niż poprzedni. Więcej się dzieje, wyjaśnia się wiele tajemnic i sekretów głęboko ukrytych w zakamarkach serc i umysłów a któż tego nie lubi. Dodatkowo sceneria gór i kolejne wycieczki młodych wprowadziły mnie w błogi, urlopowy nastrój (mimo, że czytałam książkę nad morzem).
Zaś zakończenie ogromnie mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się tak mocnego uderzenia. List Gabrieli był niesamowity, kilka ostatnich kart to niespodzianki a sam finał - bomba.

Powieść skupia się na relacjach między rodzicami i dziećmi. Dla mnie ten właśnie temat był najważniejszy. Bardzo przeżywałam historię Marie, jej wojenne działania, powrót, tajemnicę, traktowanie jej rodziny w czasie wojny i okupacji, ale nie mogę jej wybaczyć tego, że pozwoliła by Kalina czuła się odrzucona, skrzywdzona i samotna. Teraz to rzutuje na jej relacje z córeczką a przecież takie dzieciątko potrzebuje miłości, uwagi i troski!
"Upalne lato Kaliny" jest niby odrębną książką, zupełnie inną i zamkniętą historią, ale mimo wszystko polecam przeczytać najpierw "Upalne lato Marianny". Ja niedługo sięgnę po ostatni tom trylogii opowiadający losy Gabi. Nie mogę się doczekać.



Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com
0 0
Dodał:
Dodano: 16 VIII 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 208
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Ewelina
Wiek: 44 lat
Z nami od: 19 V 2013

Recenzowana książka

Upalne lato Kaliny



Jakim człowiekiem może stać się kobieta, silnie poturbowana przez wojnę, która wyrzekła się wszystkiego dla miłości? Kalina prawie nie zna własnej matki – Marianna nigdy nie pozwoliła, by ktokolwiek, włącznie z córką, poznał jej przeszłość i zrozumiał życiowe motywacje. Dlatego Kalina, choć jest już dorosłą kobietą, nadal w głębi serca pozostaje małym, skrzywdzonym dzieckiem. Zagubionym, samotnym...

Ocena czytelników: 5.5 (głosów: 3)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5