Nie przeproszę za to, że kocham

Recenzja książki Kochając pana Danielsa
„Mówią, że po stracie bliskiej osoby jest coraz łatwiej. Mówią, że czas leczy rany. Jednak nie potrafiłam pojąć, jak to możliwe. Z każdym mijającym dniem było mi coraz trudniej. Świat stawał się coraz mroczniejszy. A ból się pogłębiał”. [s. 47]

„Kochając pana Danielsa” - taki zwykły, niepozorny tytuł, do tego słodka okładka, która zachwyca kolorami i ogólnie całością. Czego możemy oczekiwać po takiej uroczej oprawie graficznej? Jeśli spodziewacie się banalnego romansu… tutaj tego nie spotkacie. Ach autorko, cóż ze mną uczyniła…

„- Każdy z nas ma jakieś złoto. To może być cokolwiek: piosenka, książka, zwierzę, człowiek. Cokolwiek, co sprawia, że czujesz się tak szczęśliwy, że twoja dusza płacze z czystej radości. To uczucie jak po zażyciu narkotyków, tyle że lepsze, bo to naturalny odlot”. [s. 83]

Śmierć bliskiej osoby boli, Ashlyn utraciła siostrę bliźniaczkę, co dla niej jest jak odejście części niej samej. Do tego myśli, że mama wolałaby by to ona umarła, a nie Gabby i wysyła ją do ojca, który przez długi czas nie interesował się nimi w ogóle. W drodze do Edgewood spotyka Daniela – równie doświadczonego utratą tych, których kochał. Wymieniają ze sobą tylko kilka zdań, ale od razu nawiązują nić porozumienia. Czy spotkają się ponownie? Czy uda im się poukładać swoje życia i znaleźć swoje miejsce?

„- Bo udawanie szczęścia to niemal jego odczuwanie. Przynajmniej póki nie przypomnisz sobie, że to tylko pozory. Wtedy jest smutno. Naprawdę smutno. Bo noszenie na co dzień maski jest bardzo trudne. A po jakimś czasie jesteś trochę przestraszony, bo maska staje się twoją częścią”.[s. 160]

Początkowo byłam przekonana, że Brittainy C. Cherry napisała romans oparty tylko i wyłącznie na schematach, ale już po chwili pokazała mi jak mocno się mylę. Bo chociaż relacja uczennica – nauczyciel jest wszystkim już dobrze znana, to autorka napisała powieść, o której można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie nazwie się jej schematyczną. W rzeczywistości to przepiękna historia dwóch osób którym los nie szczędził tragedii i odebrał tak wiele. Książka jest przepełniona emocjami, intensywnymi, zmiennymi, które wręcz wylewają się z każdej strony. Sposób rozmowy między bohaterami (wplecione w dialogi cytaty z Szekspira), pewne listy i umiejętność mówienia o emocjach. Język, klimat, rollercoaster uczuć, szczypta humoru. Wszystko to składa się na niesamowitą historię nie tylko o miłości, ale i samoakceptacji, godzeniu się z utratą, odnajdywania siebie i o przyjaźni.

„- Ludzie nie są stworzeni, by być idealni, Danielu. Potrafimy psuć, pierniczyć i uczyć się nowych rzeczy. Nasza natura jest doskonale niedoskonała”. [s. 187]

Jak sama Ashlyn stwierdziła bohaterowie są „doskonale niedoskonali”. Powieściopisarka nadała każdemu szereg różnych cech, upodobań i zachowań dzięki czemu nie znalazłam w powieści dwóch takich samych osób. Nawet Ashlyn oraz Daniel tak do siebie pasujący, posiadający wspólne upodobania i lubiący te same rzeczy, różnili się od siebie. Nikt nie jest w tej powieści wyidealizowany, podejmują złe decyzje, gubią się i mylą. Najbardziej jednak podoba mi się fakt iż pomimo wszystkich cierpień ta dwójka nie stała się rozgoryczona i zamknięta w sobie. Potrafili się uśmiechać, żyć dalej pomimo tego iż nie było to proste. Mieli trudności z rozmowami na trudne dla nich tematy, ale zarazem nie zamknęli się na przyjaźnie.

„Może dom nie oznaczał budynku. Może byli to otaczający nas ludzie, sprawiający, że możemy być, kimkolwiek zapragniemy. Być może przyjaźń była domem”. [s. 195]

W ostatnim czasie czytałam wiele wspaniałych książek, ale tylko nieliczne z nich pochłonęły mnie na tyle by zarwać dla nich noc. Przy lekturze tego tytułu nawet przez chwile nie myślałam aby odłożyć książkę i skończyć ją na drugi dzień. Musiałam poznać zakończenie jak najszybciej. Jestem zachwycona, oczarowana, zauroczona… Od pierwszych stron spodobał mi się język i styl jakim posługuje się Cherry, a im więcej stron miałam za sobą tym bardziej zapadałam się w słowa, uczucia, wrażenia. Nie sposób nie polubić bohaterów i wraz z nimi przeżywać ich wzloty i upadki. Trudno jest mi w ogóle poukładać ten chaos w głowie po poznaniu tej historii. Mówi po trochu o wszystkim, ale przy tym jest idealnie stworzona, bo różne wątki idealnie się ze sobą łączą. Jest genialna, niesamowita, zapadająca w pamięć i serce.

„Nie sprowadziłaś do mojego życia światła, Ashlyn. To ty jesteś światłem”. [s. 278]

Brittainy C. Cherry zachwyca przepięknym, trochę poetyckim językiem, kreacją bohaterów i trafnymi spostrzeżeniami. Zapiera dech w piersiach tym jak poprzez postacie potrafi mówić o uczuciach. „Kochając pana Danielsa” to prawdziwa skarbnica pięknych zdań i przemyśleń trafiających do umysłu i duszy. Polecam z całego serca i z czystym sumieniem wielbicielom romansów, New Adlut i obyczajowych. Dla mnie to jedna z tych książek, które trafią na moją półkę z ukochanymi powieściami.

„Nie bądź tym, kim jesteś dzisiaj.
Bądź osobą, którą widziałem wczoraj.
~ Misja Romea”. [s. 147]

http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com/2015/06/nie-przeprosz...
0 0
Dodał:
Dodano: 13 VI 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 360
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Irena
Wiek: 36 lat
Z nami od: 27 VII 2012

Recenzowana książka

Kochając pana Danielsa



To historia wielkiej miłości. Takiej, która zdarza się wtedy, gdy na swojej drodze spotkasz prawdziwą bratnią duszę. Mężczyznę, którego śmieszy to, co bawi ciebie. Mężczyznę, który mówi to, co sama chcesz powiedzieć, który myśli jak ty. Ja spotkałam pana Danielsa. Chociaż wiem, że nasza miłość nie miała prawa się wydarzyć, nie żałuję ani jednej chwili. Nasza historia to nie tylko opowieść o miłośc...

Ocena czytelników: 5.55 (głosów: 9)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0