Długo zastanawiałam się, w jaki sposób oddać wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Jak przedstawić tę gamę wrażeń, które autorka pozostawiła przed czytelnikiem. I stwierdziłam, że nie potrafię. Nie potrafię w kilku słowach wytłumaczyć, jak piękna i do głębi przejmująca jest ta powieść. Colleen Hoover bardzo lubi pogrywać sobie z uczuciami czytelników, to fakt niezaprzeczalny. Postaram się jednak nieco naświetlić Wam, co czeka na Was w środku.
Główną bohaterką powieści jest Sydney, której w dniu dwudziestych drugich urodzin wali się cały świat. Dowiaduje się, że chłopak, z którym była od dwóch lat, zdradza ją z najlepszą przyjaciółką a zarazem współlokatorką. W jednej chwili pozostaje też bez dachu nad głową. Przez ostatnie dwa tygodnie dziewczyna obserwowała balkonowe próby gry na gitarze swojego sąsiada Ridge'a . Napisała nawet do jednej piosenki słowa. To właśnie u niego Sydney postanawia się zatrzymać na jakiś czas, a przy okazji pomóc przy tekstach dla jego zespołu. Ten układ nie pozostanie jednak taki prosty. Rodzące się uczucie będzie dla bohaterów prawdziwym sprawdzianem siły woli.
Autorka w Maybe someday poruszyła bardzo wiele tematów i przedstawiła całość w taki sposób, że zyskała mój szczery szacunek. Kolejny raz nie unikała trudnych kwestii i trudnych sytuacji. W książce znajdziemy między innymi problem niepełnosprawności i tego, jak wygląda życie z nią. Po raz kolejny możemy się utwierdzić w przekonaniu, że każdy ma prawo do szczęścia i nie ważne, jakie widmo nad nim wisi i tak może żyć pełnią życia. Na kartach powieści będziemy obcować z ludźmi, dla których pasja - w tym wypadku do muzyki - jest nieodłącznym elementem istnienia. Ja jestem wręcz zakochana w umiejętności bohaterów do odzwierciedlania swych przeżyć w muzyce. Sama kreacja świata przedstawionego jest świetna! W zwykłych czynnościach autorka przemyca tyle uroku, że aż ciężko to opisać. Codzienność bohaterów należy do tych, której zdecydowanie chciałabym być częścią. Mogę nawet spać na wycieraczce!
Jednak to, co najbardziej uderza w strukturze książki, to potrzeba zrobienia tego, co właściwe. Konieczność wywiązywania się z obietnic i pozostania po lepszej, bardziej moralnej stronie. Walka między tym, czego się pragnie, a tym, co powinno się zrobić. I właśnie to tak bardzo zniewala czytelnika. Bowiem czujemy się rozdarci wraz z bohaterami. I przeżywamy wszystko razem z nimi. Można by pewnie powiedzieć, że Maybe someday, to romans. Ale porównywanie powieści do innych, przeciętnych pozycji z tego gatunku, byłoby olbrzymim minięciem się z prawdą. Bo Maybe sameday tak naprawdę nie można przypisać do żadnego gatunku. W każdym bowiem będzie się wybijać i w każdym będzie znaczyć o wiele więcej od swoich koleżanek po fachu. Romans oczywiście pełni tu ważną rolę. Autorka umiejętnością doskonałego posługiwania się językiem sprawiła, że nie można nie pokochać uczucia, które połączyło bohaterów.
Muszę też jeszcze raz wspomnieć o soundtracku do książki. Muzyka w powieści to bardzo ważny temat. Bez niej Maybe someday byłoby zupełnie inną pozycją. Dlatego też możliwość słuchania utworów wykonywanych przez Griffina Petersona było świetnym dopełnieniem lektury. Sama lubię łączyć muzykę z książkami, więc fakt, że Maybe someday ma własny soundtrack cieszy mnie niezmiernie!
Wiem, że wszystko to, co napisałam, nie odda klimatu i piękna tej powieści. Żadne słowa nie odzwierciedlą emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. Nie wiem, jak Colleen Hoover to robi, ale jej słowa docierają do najgłębszych zakamarków mojego serca i zostawiają w nim trwały ślad. Nie jestem w stanie udowodnić Wam, jak cudowna jest ta książka! Żeby się o tym przekonać, trzeba po prostu ją przeczytać! Nie ma innego wyjścia!