Panią Melissę Marr znam już dobrze z jej serii o wróżkach, która bardzo mi się podobała. „Przybysze” wydawali się ciekawą i oryginalną pozycją, dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po lekturę, jednak „wydawali się” jest tu kluczowym słowem, gdyż to, co otrzymałam okazało się wielkim rozczarowaniem.
Grupa osób, z których każdy ma coś na sumieniu trafia na Bezdroża. Kraina tajemnicza, niebezpieczna, gdzie potwory stanowią ogromne zagrożenie. Magia i pojedynki w świecie pełnym kurzu, rodem z Dzikiego Zachodu. Miejsce, w którym ciężko komuś zaufać, jest podzielony na Przybyszów, broniących mieszkańców Bezdroży oraz zwolenników Ajaniego, którzy myślą o własnych korzyściach. Kiedy pojawia się Chloe, obie strony walczą o to, by dziewczyna opowiedziała się po ich stronie. Brzmi ciekawie. Dziki Zachód, w którym wałęsają się potwory, rozbudził moje zainteresowanie, jednak z każdą kolejną stroną mój entuzjazm słabł.
Zacznę od bohaterów, którzy są bardzo słabo nakreśleni. Mdli i niezdecydowani. Ich postępowanie często jest nielogiczne. Nie umiałam nawiązać z nikim głębszej więzi. Tak naprawdę bardzo mnie irytowali. Ich reakcja na śmierć jednego z przybyszów, była praktycznie zerowa, sama snułam w głowie dodatkowe sceny, gdyż to, co zawierała książka było zwyczajnie słabe. Bohaterowie często zmieniali zdanie, nie rozumiałam ich motywów i celu, który chcieli osiągnąć. Relację łączące postacie, sprawiały, że ręce mi opadały z bezsilności. Nie było między nimi głębszych uczuć, a jeśli się pojawiły, to ja ich nie dojrzałam. Ja po prostu nie rozumiem bohaterów, jedyne, co mi się nasuwa, to słowo dziwny. Wszystko w tej książce właśnie takie jest- dziwne.
Akcja książki jest całkiem szybka, ale proporcje są w niej zachwiane. Skupiamy się na mało istotnych sprawach, a to, co mogłoby zaciekawić jest pominięte. Fabuła opiera się na życiu na Bezdrożach. Przez dużą część książki nie widziałam motywu przewodniego, bohaterowie po prostu sobie robili to, co chcieli, zaznaczę, że bez większej logiki. Dopiero później książka nabrała większego sensu.
Styl książki nie zasługuję na pochwałę, zabrakło mi tu bystrości i harmonii. Dialogi pozostawiają wiele do życzenia, czasami wypowiedzi traciły sen, w tych momentach jeszcze raz wracałam do danego fragmentu i niestety nadal nie rozumiałam, o co chodzi. Nie wiem czy taki był zamiar, jednak zauważyłam jeden wspólny mianownik łączący wszystkie niedorzeczne elementy. To bohaterowie! Ze swoimi chwiejnymi charakterami i bezsensownymi poczynaniami wprowadzali chaos. Nie wszystko w tej książce zostało zrujnowane, po prostu wymienione uchybienia bardzo rzucają się w oczy i irytują. Świat przedstawiony w powieści jest ciekawy i oryginalny, to dzięki tej krainie całkowicie nie skreślam tej pozycji.
Mam wrażenie, że coś w tej książce poszło nie tak. Po zakończonej lekturze czuje głównie rozczarowanie i szkoda, ponieważ liczyłam na dobrą przygodę na Dzikim Zachodzie. Mogę zaliczyć tę książkę do niewymagającego czytadła.
2+/6