Mam nadzieję, że Helen Fielding pisząc „Dziennik…” nie opierała się na własnych doświadczeniach. Swoją drogą pierwszy raz książka wywołała u mnie taką reakcję. Przy wielu zdarzało mi się uśmiechać ale nigdy perfidnie parskać śmiechem w autobusie.
Do tej książki trzeba podejść jak do lekkiej lektury, poprawiającej humor, dla niektórych zapewne leczącej z wszelkich kompleksów. Wtedy spełni swoją rolę na 6+.
Niepozbierana Bridget boryka się ze swoimi codziennymi problemami - pracą a raczej brakiem kariery, natrętną rodzicielką, swoją wagą, ekscentrycznymi przyjaciółmi, tabunem mężczyzn nią niezainteresowanych (albo, co rzadziej, odwrotnie) i kompleksami. Jej zachowania są bardzo pocieszające- wcale nie tak trudno w sposób kolosalny skomplikować najprostsze rzeczy i podnieść nieistotne drobnostki do rangi c o n a j m n i e j końca świata.
H. Fielding w przezabawny sposób opisała rok z życia Bridget, która każdą notkę z dziennika zaczyna od wpisania swojej wagi, ilości wypitego alkoholu, wypalonych papierosów, kupionych zdrapek, kuponów totolotka, telefonów do aktualnych partnerów itd. Najgorsze jest to, że chyba każdy kto książkę przeczyta w jakiś sposób utożsami się z bohaterką pod względem cech charakteru czy konkretnych sytuacji, co czyni opowieść jeszcze bardziej komiczną (szczególnie, że czytając dalej o wyczynach Bridget można z ulgą pomyśleć „czyli nie jest ze mną aż tak źle”)
Dobry przerywnik między poważniejszymi pozycjami, ale wbrew pozorom (w końcu z reguły z książek opierających fabułę na życiu codziennym można wyciągnąć jakieś wnioski) nie ma co się doszukiwać ani głębszej refleksji ani przemyśleń. No chyba, że takowymi można nazwać rozważania co do ilości kalorii w bananie czy analizowanie dotyczące wzrastających cen apaszek pod kątek tego, czy ceny bielizny też tak kolosalnie wzrosną.
Mimo wielu kiepskich opinii, ja osobiście bardzo się ubawiłam podczas czytania. Drobnym minusem jest to, że nie rzadko pojawiają się przekleństwa, ale taki już jest taki charakter tej książki, autorka tak wykreowała postać Bridget, że zawsze jej emocje są jasne dla czytelnika i pokazane jak najbardziej bezpośrednio.
Na smętny wieczór, na chwilę wolnego czasu, kiedy nie ma się ochoty na nic poważnego, wnoszącego niewiadomo-co do życia czy po prostu na poprawę humoru- idealna.
Na blogu:
http://usmiechempisane.blogspot.com/2011/07/dziennik-bridget...