Zazwyczaj polegam na swojej czytelniczej intuicji, gdyż rzadko mnie zawodzi. „Nie dajesz mi spać” autorstwa Alice Clayton to książka, która przyciągnęła mnie tytułem, choć oryginalny „Wallbanger” o wiele lepiej mi tu pasuje. Do tego sugestywna okładka plus kilka pozytywnych recenzji i już byłam niemal pewna, że kiedyś, stosunkowo niedługo, przy tej właśnie książce sobie odpocznę od bardziej ambitnych powieści.
Ten moment nadszedł niedawno. Po kilku naprawdę ciężkich lekturach potrzebowałam czegoś lekkiego, niezobowiązującego, byłoby cudownie, gdyby dodatkowo było przy tym zabawnie... Ale tak naprawdę chciałam tylko, by bohaterowie choć odrobinę używali swoich mózgów, a ich historia skończyła się dobrze. Małe wymagania jak dla mnie, owszem. Sięgając po „Nie dajesz mi spać” nie oczekiwałam jednak niczego konkretnego. Nauczyłam się już, że po tego typu powieściach można się spodziewać absolutnie wszystkiego, od kompletnego dna, po wyjątkowe perełki.
Uśmiech na mojej twarzy pojawił się już na pierwszej stronie, kiedy to po raz pierwszy Caroline zostaje obudzona przez Simona i jego łóżkowe ekscesy. No cóż, bywa, prawda? Tak to już jest, kiedy wynajmuje się mieszkanie, w którym ściany nie są zbyt grube. Tylko, że jak szybko się okazuje, to nie jest pojedyncza sytuacja. Jej nowy sąsiad ewidentnie lubi spędzać swoje noce w konkretny sposób, niekoniecznie w tym samym towarzystwie... Trzy noce, trzy inne kobiety, trzy różne reakcje na jego... starania. To wszystko staje się nie do wytrzymania. Caroline ma dość. Postanawia przedstawić się irytującemu mężczyźnie, przy okazji powiedzieć mu, co o jego zachowaniu myśli... Od tego zaczyna się przezabawna historia dwójki ludzi, których początkowo więcej różni niż łączy i zaledwie zbieg okoliczności sprawia, że zaczynają ze sobą „normalnie” rozmawiać.
Nie będę się rozpisywać o fabule czy bohaterach, gdyż tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżniają. Piękni, młodzi, utalentowani, mniej lub bardziej pewni siebie. On jest fotografem, ona projektantką wnętrz. Oczywiście, że z początku się nie cierpią. Oczywiście, że w końcu wszystko się zmienia... W skrócie; fabuła jest prosta i przewidywalna, a bohaterowie dość stereotypowi. Najoryginalniejszymi bohaterami całej historii są... Carolin Dolna i zaginiony O (orgazm), którego poszukiwania są nader przyjemne... oraz pan Clive, kocur, którego zachowanie doprowadziło mnie w pewnym momencie do łez. Ale spokojnie, tym razem ze śmiechu.
I co? I nic! I dobrze! Dokładnie na to miałam ochotę. Tego właśnie potrzebowałam!
Ciężko mnie rozśmieszyć, a śmiałam się przez większość książki. Ciężko mi się wyłączyć na tyle, by nie przewracać oczami nad niedorzecznościami, a w ogóle nie zwracałam tutaj na nie uwagi. To coś znaczy. Jasne, ewidentnie miałam na podobną książkę ochotę, ale wierzcie mi, nawet w takim stanie moje „minimum” nadal żyje i nie jestem wstanie przyswoić „czegokolwiek”.
Ostatni raz tak dobrze bawiłam się na czystym romansie, pozbawionym intryg, akcji, który dodatkowo zdołał mnie rozbawić, podczas czytania „Kto się boi pana Wolfe'a?” Hazel Osmond.
Podsumowując; „Nie dajesz mi spać” to historia na jedno popołudnie. Dosłownie. Mimo, że niczym konkretnym nie zaskakuje, to absolutnie nie można uznać tego faktu za minus czy większą wadę. W samym zamyśle ma bawić i odprężać, i dokładnie to robi. Pozwoliła mi przy sobie odpocząć. Rozbawiła mnie, co nie jest takie łatwe, przestać myśleć i zwyczajnie śledzić zwariowaną podróż dwójki bohaterów, do których z miejsca zapałałam sympatią. Gorąco polecam... absolutnie wszystkim tym, którzy nie stronią od romansu, pragną się pośmiać, odrobinę rozmarzyć i całkowicie wyłączyć myślenie.