Katarzyna Zyskowska-Ignaciak jest niemalże moją równolatką, dlatego ilekroć widzimy się na krakowskich Targach Książki, z radością zajmuję miejsce obok i zamieniam choćby kilka zdań. Aż wstyd się przyznać - choć autorka o tym wie - ale nie przeczytałam dotąd żadnej jej książki. Aż wreszcie nadeszła ta chwila i sięgnęłam po "Upalne lato Marianny", chociaż lata nie mamy, lecz zimę... (chyba). Ale dobór lektury tym razem, mogę śmiało zrzucić na magdalenardo, która to wyzwała mnie do pojedynku. Nie poddałam się łatwo i zaczęłam czytać...
Osiemnastolatkę, Mariannę Borucką poznałam w chwili, gdy cieszyła się ze swojego nazwiska na liście osób przyjętych na prawo, jednej z warszawskich uczelni. To wszak niełatwe zadanie dla mieszkanki mazowieckiej wsi, która tak naprawdę była zniechęcana do dalszej edukacji. Dziewczyna straciła matkę mając dziesięć lat a ojciec i niania Gabrysia, nie uważają studiów za coś niezbędnego w jej życiu. Zwłaszcza, że wszędzie dają się słyszeć głosy o nadchodzącej wojnie. Jest przecież rok 1939.
To właśnie tego dnia, kiedy Marianna idąc ulicą Warszawy, cieszy się, że będzie studentką... gubi sweter. Podnosi go młody mężczyzna a serce dziewczyny odczuwa coś niesamowitego. Jakież zdumienie ją ogarnia, kiedy okazuje się, że Zygmunt (ratujący sweter) jest kolegą Zenona - siostrzeńca księdza i obaj panowie spędzają lato na wsi. Marianna wraz ze swoją przyjaciółką Krysią szukają okazji, by móc choć przez chwilę z nimi porozmawiać. Krysia podkochuje się bowiem w Zenonie a Marianna wzdycha do Zygmunta.
Marianna jest bardzo oczytaną i rewolucyjną młodą damą. Nie uznaje wiary, do kościoła chodzi z innych powodów, niż pozostali uczestnicy mszy. Tradycje i nakazy mówiące o tym, jak powinna zachowywać się niezamężna panienka też nie do końca ją obchodzą. Jest bardziej wyzwolona i pewna swoich wdzięków niż inne dziewczęta w jej wieku, ale czy wszystkie? Marianna ma przecież oczy szeroko otwarte i widzi wiele rzeczy, które zdaniem dorosłych, nie powinny ją interesować. O których nie powinna jeszcze wiedzieć. Marie jest mądra ale chwilami bardzo naiwna. Wierzy, że miłość fizyczna może zaistnieć tylko między dwojgiem ludzi, którzy się kochają. Czy dziewczyna odkryje co czuje do Zygmunta? Czy to ten mężczyzna jej pisany? A może warto jednak rozejrzeć się za inną miłością? Czy jej ciało jest gotowe do tej pierwszej miłości, pierwszego poważnego zauroczenia? Czy jej wyjazd na studia się ziści i nie sprawdzą się czarne wizje z wojną w roli głównej?
Autorka napisała powieść na postawie wspomnień swoich dziadków, co w moim mniemaniu jest doskonałym hołdem dla nich. Dla czasów w jakich było im dane żyć. Sama raczej nie chciałabym się przenieść w tamten czas... Żyć wciąż w strachu czy wybuchnie wojna, nie móc realizować swoich marzeń o studiach. Nie potrafiłabym mieć ograniczonego dostępu do informacji i żyć w wiejskiej społeczności, gdzie żadna ciemna sprawka, żadne przewinienie nie umyka uwadze innych? Zapewne gdybym musiała, to żyłabym. Ale nie muszę.
Kasia Zyskowska-Ignaciak pokazała w powieści swój kunszt literacki szlifowany na dziennikarskich studiach. W pięknym stylu opisała mazowiecką wieś, jej mieszkańców, upalne lato i uczucia, nie tylko w 1939 roku, ale i wcześniej... poznajemy bowiem ogromną tajemnicę Gabrysi. Co wydarzyło się przed laty? Gdzie udaje się kobieta tego samego dnia w każdym roku, zakładając srebrną obrączkę na palec?
Jednocześnie autorka uświadomiła czytelnikowi, z jakimi problemami musieli zmierzyć się młodzi ludzie niecałe osiemdziesiąt lat temu. Zacofanie w wielu kwestiach, niechciane ciąże, pozbywanie się ich, trudne miłości, żądza pieniądza, przemoc domowa, utrata kogoś bliskiego, szalejące hormony, pragnienie szczęścia i spełnienia marzeń. O tym wszystkim możecie przeczytać w pierwszym tomie z serii "Upalne lato".
Początek powieści trochę mnie nużył. Mimo iż pięknie napisany, to opisy nie są moimi ulubionymi fragmentami w literaturze. Liczyłam na więcej wydarzeń, nawet biorąc namiar na główny przekaz powieści i nie licząc na mocne uderzenia. Ale chyba to wina czytanych niedawno powieści obyczajowych, które miały więcej zagmatwanych losów bohaterów niż wzbudzających zachwyt czytelnika opisów. Dopiero za połową książki zaczyna się rozkręcać akcja na tyle, że nie mogłam oderwać się od kartek. Ta początkowo sielsko-anielska powieść staje się nagle areną szokujących zdarzeń. Sceny ukradkowych spotkań damsko-męskich czy czytanie na werandzie i szeptanie z przyjaciółką stają się nieistotnym i dawno zapomnianym tłem... Jednak uważam książkę za dobrą lekturę i zamierzam sięgnąć po drugi tom serii "Upalne lato Kaliny".
Recenzja pochodzi z mojego bloga czytelnicza-dusza.blogspot.com