Ci, którzy mnie już znają, wiedzą, że uwielbiam sięgać po literaturę, której bohaterami są czarownice, anioły, wiły, strzygi, wampiry i temu podobne postacie. Jak również po książki czerpiące wiedzę z mitologii, szczególnie Słowian. Gdy tylko przeczytałam blurb na okładce Czarownic z Wolfensteinu i przeczytałam, że to książka sięgająca do Nawii, w której znajdzie się również Perun – to nie mogłam przejść obok niej obojętnie.
Tak naprawdę historia rozpoczyna się dość niepozornie. Amelia, licealistka posiadająca problemy adekwatne do swego wieku, nie wie nawet, co ją czeka w niedalekiej przyszłości. Nie wie, że w jej żyłach płynie moc i dziedzictwo starego rodu Hohenstauf. Nie wie, bo skąd ma wiedzieć, skoro jej matka Martyna Hohenstauf, sumienny patolog krakowskiego szpitala, dość mocno to przed nią ukrywa. Martyna wie, co czeka jej córkę i przemiana prędzej czy później nastąpi, jednak stara się tę myśl odrzucać jak najdalej, jakby wyparcie jej spowodowało przesunięcie tego wydarzenia w czasie. Wychowuje swoją córkę pod kloszem, wiedząc, że na każdym jej kroku grozi jej niebezpieczeństwo ze strony wampirów i Kosiarzy. Gdy przemiana zbliża się wielkimi krokami, Martyna postanawia córkę zawieźć do swojej matki Adeli. Czy kobietom uda się uchronić nastolatkę?
Autorka na kartach książki przedstawiła historię niesamowitego rodu chroniącego źródła, jak również dylematy trzypokoleniowej rodziny kobiet. Martyna i Adela to niesamowite przeciwieństwa. Martyna, pomimo, że młodsza to zachowuje się jak podeszła kobieta. Z resztą nie ma się, czemu dziwić, strach o przyszłość córki doprowadza ją wręcz do szału. Natomiast Adela, jak się okaże ma swoje lata, ale jest strasznie przebojowa i żywiołowa i wie, że co ma być to będzie, niektórych wydarzeń po prostu nie można zatrzymać czy cofnąć. Natomiast Amelia jest jak jej babcia. Po tym, jak dowiedziała się, jakie posiada moce, nie ma w niej obawy, pragnie ochronić źródło i rodzinę.
Julia Bernard w pierwszej części cyklu Czarownic z Wolfensteinu, Pierścień i piór bardzo plastycznie połączyła oba światy, świat rzeczywisty i ten świat duchów. Fabuła książki jest dość wartka, mroczna, gdy trzeba. Świetnie nakreśleni bohaterzy, realistyczne wydarzenia, w interesujący sposób wpisani w to wszystko bogowie słowiańscy, a przede wszystkim dość ciekawy humor.
Książkę przeczytałam z wielką satysfakcją i oczekiwaniem na kolejny tom. Historia niesamowicie wciąga, pomimo niepozornego wstępu.