Nie oceniaj książki po okładce. Wiele, wiele razy sobie to powtarzałam. Wiele razy również mówiłam sobie, aby nie decydować się na książkę, której okładka wręcz mnie magnetyzowała. Przecież nie raz i nie dwa jest tak, że wydawnictwa nadrabiają okładką, aby przysłonić nią słabą treść książki lub wręcz odwrotnie, treść książki jest niesamowita a okładka tak szkaradna, że po książkę mało, kiedy kto sięgnie. W wypadku Zapisków z Annopola pióra Wiesławy Bancarzewskiej, nie ma takiej obawy. Piękna magiczna okładka jest jak najbardziej adekwatna do zawartości. Ja oczywiście zasugerowałam się okładką, ale w wypadku wydawnictwa Nasza Księgarnia, coś mi się wydaje, że można po książki sięgać w ciemno, gdyż okładki bardzo dobrze obrazują fabułę i razem z nią tworzą piękną zazębiającą się całość.
Co byście zrobili, gdyby się okazało, że macie okazję cofnąć się w czasie o wiele, wiele lat? Życia jakby na dwóch płaszczyznach, posiadanie rodziny i bliskich zarówno tu w teraźniejszości jak i w przeszłości? A później okazuje się, że przez pewien malutki incydent, nie możecie wrócić do czasów teraźniejszych?
Anna Obrycka żyje od tego czasu w Annopolu wraz z mężem Olkiem i córką Walentynką. Jej życie polega na doglądaniu majątku, spędzaniu czasu z ukochaną córeczką i pisaniu. Rozpoczęła pisanie opowiadań dla najmłodszych o Idealnym Lesie i jego mieszkańcach, które wydaje w wydawnictwie Nasza Księgarnia. Do swojej poprzedniej osoby Anny Duszkowskiej stara się nie wracać, jedynie jej powroty do przyszłości spowodowane były chorobą, która rozprzestrzeniła się w majątku. Niestety kończą się one w momencie, gdy strych zostaje opróżniony ze wszelkich rzeczy tam zbędnych. Kolejnym plusem egzystowania w latach czterdziestych XX wieku to spotkanie z jej rodziną: ojcem, ciocią Marysią i babcią Duszkowską. Niestety to wszystko może popsuć zbliżająca się wojna.
Wiesława Bancarzewska emerytowana nauczycielka biologii, autorka publikacji dydaktycznych. Jest nocnym markiem, ponieważ to nocą właśnie słucha muzyki i czyta, co w rękę wpadnie, od książek L.M. Montgomery po dzieła współczesnych myślicieli. Współpracowała z miesięcznikiem „Kocie Sprawy” i nie ukrywa, że o kotach może mówić, śpiewać, pisać wszędzie, zawsze i o każdej porze. Miłośniczka stylu retro oraz stojących zegarów. Mieszka w Inowrocławiu z mężem i czterema kotami.
Co poczułam po pierwszych kilkunastu stronach lektury? Chaos, niedowierzanie, spore zagubienie. O co chodzi? Skąd rok 1938, by za chwilę bohaterka za pomocą pewnego obrazu znalazła się w 2011? Co tu się dzieje? To jest skutek tego, że nie znam pierwszej części, czyli Powrotu do Nałęczowa. W wypadku tej serii, należy rozpocząć serię od początku, inaczej będziecie się czuć podobnie jak ja, jedynym początkowym uczuciem, które Was ogarnie będzie wielkie ZAGUBIENIE.
Na szczęście niesamowite pióro autorki, jej magia stylu, sama fabuła, świetnie nakreśleni bohaterzy i ten powrót do lat wojny, który w lekturach uwielbiam, (gdy akcja toczy się na dwóch płaszczyznach) powodują, że pomimo, nie znania wcześniejszych losów bohaterów, lektura staje się niesamowitą przyjemnością, taką wisienką na torcie wśród innych książek. Pierwszy raz zdarzyło się w mojej „karierze czytelniczej”, że gdy rozpoczęłam lekturę kolejnej części serii i nie wiedząc tak naprawdę, o co chodzi, nie spowodowało to rzucenia książką w kąt, dopóki nie poznam wcześniejszych dziejów. To właśnie budowanie napięcia przez autorkę, roztoczenie magii nade mną powodowało, że książkę wręcz pochłonęłam w niesamowitej prędkości.
Polecam serdecznie sięgnięcie po serię sygnowana piórem Wiesławy Bancarzewskiej, jednak rozpocznijcie tę przyjemność w lekturze od pierwszej części, gdy obie tworzą całość i trudno będzie wejść w lekturę nie znając poprzednich wydarzeń. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się nadrobić zaległość i przeczytam Powrót do Nałęczowa, by zaraz po nim wrócić ponownie do lektury Zapisków z Annopola. Już wiem po tej lekturze, że to seria, po która będę sięgać często, a autorkę zapisuję sobie w pierwszej dziesiątce ulubionych.