Ludzie patrzą na nas jak na straceńców; kamienie rzucone na szaniec. Pochylają się nad krzywdą, która nas spotkała. Kocham ich za to. Ale są w błędzie. Im trzeba powiedzieć – wyprostujcie się, zmyjcie z powiem sen o klęsce i spójrzcie na nas z zazdrością. Bo to był czas, w którym warto było być człowiekiem. (str. 319)
Zawsze zastanawiałam się jak żyli ludzie, którzy byli zmuszeni uciekać przed oprawcą w czasach pierwszej czy drugiej wojny światowej. Wcześniej jeszcze w latach szkolnych nie do końca mnie to interesowało, pewnie poprzez zły przekaz w książkach, wnoszący jedynie suche fakty, w żaden sposób niestarający zainteresować potencjalnego czytelnika. To powoli zaczęło się zmieniać w momencie, gdy rozpoczęłam moją przygodę z literaturą historyczną, chociaż nie powiem początkowo się przed nią wzbraniałam. Na szczęście są autorzy, którzy potrafią swoją pasję przelać na czytelnika, którzy w interesujący sposób przedstawiają historię. Takimi autorami, którzy do mnie do tej pory przemówili są m.in. Remigiusz Mróz, po którego książki mogę już sięgać w ciemno wiedząc, że ich lektura i przekaz wiele wniosą w moje odczuwanie, Paweł Bęś, Krzysztof Milczarek czy całkiem poruszający inną epokę Bernard Cornwell. Tych autorów jest więcej jednak nie będę ich tu wszystkich wymieniać. W każdym bądź razie to oni tworzą powieści historyczne, które czytam z wielką przyjemnością.
Po lekturę pióra J.B. Poznanskiego Magda. Pożegnanie z pokoleniem oczywiście sięgnęłam w ciemno. Opis może troszkę mnie zmylił i spodziewałam się całkiem innej historii, a otrzymałam opowieść, którą się wręcz delektowałam.
Magda urodziła się w Anglii. Jej rodzice, Polacy z pochodzenia zginęli tragicznie, gdy dziewczynka miała kilka lat. Od tamtej pory wychowywała ją babcia Helena – sanitariuszka w Powstaniu Warszawskim. Dziewczyna mieszka we wschodnim Londynie, jej pasją jest malowanie, któremu oddaje się bez reszty. Całkiem przez przypadek udaje się do Warszawy, aby spotkać się ze Stefanem Wolskim, który był dowódcą jej babci podczas obrony Starego Miasta i ewakuacji kanałami. Oprócz Wolskiego spotka również jego towarzyszy broni. Powróci przeszłość, tylko czy panowie będą chcieli się nią podzielić z młodą dziewczyną?
J.B. Poznanski, matematyk, tłumacz Narkotyków Witkacego i prozy Brunona Schulza na język angielski. Urodzony w Warszawie, mieszka w Anglii. Syn Irki i Staszka. Powieść Magda. Pożegnanie z pokoleniem napisał z myślą o nich i ich przyjaciołach z kraju i rozsianych po świecie.
Magda. Pożegnanie z pokoleniem to książka, którą czyta się niespiesznie. Każdy poruszony wątek, każde słowo, każde wydarzenie z przeszłości zmusza do przystanku i zastanowienia się nad historią. Autor w bardzo plastyczny sposób przedstawia wydarzenia sprzed lat zmuszając czytelnika, aby sam stał się uczestnikiem walk powstańczych. Wczytując się w historię w pewnym momencie miałam wrażenie, że sama uczestniczę w wydarzeniach, a przynajmniej stoję obok i po prostu obserwuję, co się dzieje. Tak realistyczny język, wartka fabuła powodują, że książkę czyta się z wielką przyjemnością. Bohaterzy są z krwi i kości, walczący o wolność. Dzięki autorowi mamy możliwość wejścia w ich psychikę, pomimo, że wspomnienia nie raz sprawiały ból. Niektórzy z powstańców nie chcieli dzielić się wspomnieniami, nie chcieli wracać do przeszłości.
Oprócz tego, że powstańcy walczyli ze wspomnieniami z powstania, również Magda walczy z własnym dramatem – miłością do mężczyzny, który ją zdradza.
Nie jest to fikcja literacka, gdyż jak wspomina autor w posłowiu, bohaterzy są wymyśleni, jednak wydarzenia są prawdziwe. Pochodzą z wielu lat wywiadów, reportaży, przeczytanych książek, które autor postanowił zebrać w całość.
Warto zwracać uwagę na takie pozycje i póki jest czas również samemu zbierać informacje od ludzi, którzy żyli w tych czasach. Bo gdy ich zabraknie, zabraknie prawdy, a przyszłe pokolenia nie dowiedzą się sie tego jak było naprawdę.
Wiara? Modlitwa? Warszawa była wtedy fabryką błagań. Dzień i noc. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ludzie błagali o ratunek, o okruch litości. Błagali we śnie i na jawie. I co? Stałem kiedyś na moście Gdańskim, gdy wagony przetaczały się na druga stronę Wisły w drodze do Treblinki. Cały transport wypełniony pod dachy żarliwymi błaganiami. Pod ich ciężarem niebo powinno było pęknąć. I co? I nic. Słońce nie zatrzymało się na niebie. Dźwięk trąb nie skruszył murów. Ziemia nie rozdarła się i nie pochłonęła złoczyńców. Tylko ta cisza, ta straszna cisza i dudniące koła pociągu. Ja nadal wierzę w Boga, ale dlaczego… On jeden raczy to zrozumieć. (str. 150)