W życiu najtrudniej jest o miłość. Warto jej szukać, ale nie warto w tym szukaniu zgubić siebie. (str. 106)
Nie przywiązuję uwagi do tego, aby w konkretnej porze roku czytać adekwatne do niej lektury. Nie mam problemu z czytaniem książek około letnich w okresie zimowym, czy poruszających temat Bożego Narodzenia, w pełni lata. Przyglądając się swojemu stosikowi książek – co by tu przeczytać – chciałam coś lekkiego i przyjemnego, i tym sposobem sięgnęłam po najnowszą powieść Magdaleny Kulus, filolożki z wykształcenia, blogerki, recenzentki literatury dla najmłodszych, która zadebiutowała w 2011 roku książką Blondyn i Blondyna. Książką, która przykuła moją uwagę jest powieść Nie tylko o łajdakach. Czy wspomniana powieść to lekkie czytadło, po które można sięgnąć leżąc na hamaku i delektując się ciepłem lipcowego słońca? Przekonajcie się.
Anastazja, dwudziestokilkulatka, tuż przed obroną pracy magisterskiej postanawia wyjechać do Maszkarki, rodzinnego domu na wsi niedaleko Wielunia. Ma trochę dość wtrącani się rodziców w jej życie i układania go na ich modłę. Ciągłych kłótni i niedopowiedzeń. Pragnie wyjechać na wieś i ukończyć pisanie swojej pracy magisterskiej. Po jakimś czasie przyjeżdża do niej jej chłopak Olek, artysta, student katowickiej ASP, nietolerowany przez jej rodziców. Ten związek jest dość dziwny, gdyż jak się okazuje jednostronny. To Nastka obdarza go uczuciem, jest na każde zawołanie, a Olkowi jest po prostu wygodnie. Pewnego dnia wystawia go za drzwi. Jak się okazuje życie na wsi jest specyficzne i całkowicie inne od tego w mieście, o czym w niedługim czasie dziewczyna się przekona. Wszyscy wszystko o tobie wiedzą, a często nawet więcej niż ty sam, nic nie da się ukryć.
Do wsi powrócił z Irlandii Michał, syn wujostwa wraz ze swoją dziewczyną Baśką, gdyż rozpoczynają przygotowania do ślubu. Oprócz tego Michał pragnie otworzyć gospodarstwo agroturystyczne, co niestety nie do końca odpowiada jego przyszłej żonie. Z prośbą do Nastki, jako przyszłej pani od polskiego zwraca się młody ksiądz Grzegorz, prosząc ją o opiekę na kilkorgiem dzieci przygotowujących się do komunii świętej.
Czy pobyt Anastazji w Maszkarce będzie tak naprawdę odpoczynkiem, czy ciężką pracą? Jak jej życie zmieni Julian i mały Tomek?
Pokazał mi tę bardziej miękką wersję świata. Pluszowo-zamszowy krajobraz, w którym wszystko ma swoje miejsce i czas. (str. 221)
Nie tylko o łajdakach, to historia o wewnętrznym dojrzewaniu, próbie odnalezienia własnej drogi. Sposób na odseparowanie się od rodziny próbującej ułożyć nam życie, chęci życia na własną rękę i zmierzenia się z rzeczywistością. To również historia o całkowitym oddaniu się drugiej osobie, która niestety nie zauważa naszego zaangażowania. To historia o przyjaźni, która jak się okaże jest bardzo cienką nitką. Gdyż przyjaźń to zaangażowanie obu stron, pomoc w każdej chwili, a tu niestety nie przetrwała. Za to pojawiła się w najmniej oczekiwanym momencie ze strony innej osoby.
W pędzącym w obecnych czasach życiu z dnia na dzień, nie oglądamy się za siebie, nie potrafimy się zatrzymać. A życie we wsi, w której znajduje się Maszkarka nie pędzi na łeb na szyję. Ludzie żyją tam z dnia na dzień. Delektują się każdym wschodem i zachodem słońca. Potrafią się zatrzymać i porozmawiać, „gdyż minuta ich nie zbawi”.
Nie tylko o łajdakach to kalejdoskop przeróżnych bohaterów. Jest ich tu naprawdę mnóstwo i każdy ma swoje zadanie do wykonania. Oprócz Nastki, jej rodziców i Olka jest babcia Ksenia – wieczna optymistka, wojownicza ciotka Jadzia, Marta młoda mama dwójki chłopaków gdzie jeden jest niepełnosprawny – jednak dziewczyna nie daje po sobie poznać, że jest jej ciężko, cieszy się z każdego dnia spędzonego z dziećmi, niesamowita optymistka pomimo męża, który nie potrafił się pogodzić z chorobą syna i w alkoholu odnalazł przyjaciela, Julian – mężczyzna po przejściach, który stracił w niedługim czasie po narodzinach swego synka, a w wypadku ukochaną żonę.
To nie wszyscy bohaterzy, którzy przewijają się przez Maszkarkę, ale nie będę psuła Wam przyjemności z czytania i nie zdradzę nic więcej.
Nie tylko o łajdakach to przepiękna historia pisana bardzo malowniczym i interesującym językiem. Książkę czyta się w zawrotnym tempie, ta lektura to przyjemność. Nie raz się uśmiałam, nie raz uroniłam łzę, ale to lubię w książkach. Te niesamowite emocje i umiejętność dawkowania ich przez autora, powodują, że w historii się zatracam, a wszystko wokół mnie nie ma dla mnie wtedy znaczenia.
Doświadczyłam namacalnie bliskości śmierci i jej nieuchronności, pojęłam też, że w obliczu odchodzenia wiele drobnostek nie ma znaczenia. Ja z tych drobnostek dotychczas potrafiła sobie i innym robić piekło. (str. 239)