Jedno wielkie nieporozumienie

Recenzja książki Zgoda na szczęście
Człowiek ma ograniczony niespodziankami, które szykuje los, wpływ na własne życie.
Anna Ficner-Ogonowska jest nauczycielką, mężatką i matką dwójki dzieci. Jej pierwszą powieść „Alibi na szczęście” mąż wysłał potajemnie do wydawnictwa. Książka błyskawicznie podbiła serca czytelniczek i trafiła na wszystkie listy bestsellerów. Podobnie entuzjastycznie przyjęta została druga książka autorki, „Krok do szczęścia”.

Poprzednie części bardzo mi się podobały- szczególnie „Alibi na szczęście”. „Krok do szczęścia” trochę mniej, natomiast „Zgoda na szczęście” trochę mnie już nudziła.
Jednak najpierw skupię się na fabule.
Hania w końcu zaufała Mikołajowi i powierzyła mu swoje serce. Niestety w jej życiu szczęście nie zawsze ma miejsce. A to choroba jej ukochanej przyjaciółki, która spada na nią jak grom z jasnego nieba, a to zawał ojca jej ukochanego. Decyzja czy powiedzieć siostrze o tajemnicy, która ukrywa przed nią już od jakiegoś czasu i na domiar złego jej była teściowa odzywa się w najmniej oczekiwanym czasie. Te wszystkie zawirowania nie pozwalają Hance pogodzić się z jej przeszłością, a tu musi być teraz wsparcie dla swoich bliskich. Jednak pozwala jej to zrozumieć, że nie tylko ona czuje żal, tęsknotę za bliskimi. Te wszystkie problemy, które spotykają jej bliskich powodują, że swoje zmartwienia odsuwa na plan dalszy. Jako, że nieuchronnie zbliża się najpiękniejszy czas w roku, Boże Narodzenie, Hania musi tak zorganizować czas, aby go podzielić między szpital, w którym non stop przy ojcu przesiaduje jej ukochany, a wsparcie dla Domi, następnie kolejne wizyty u przyjaciółki w szpitalu oraz nie zapominając o wizycie na cmentarzu u rodziców.
Czy jej zagmatwane życie w końcu trafi na prostą drogę, czy nadal każdy zakręt będzie przysparzał nowych zmartwień?
Aby się o tym przekonać należy sięgnąć po kolejny tom cyklu.
Chyba nikt się nie spodziewał, że seria będzie miała kontynuację i każdy traktował ją, jako trylogię. Jednak autorka stworzyła jeszcze jedną część „Szczęście w cichą noc”, która na dniach ma się ukazać w sprzedaży.
Jednak ja chyba tak szybko po nią nie sięgnę, pomimo, że w porównaniu z pierwszymi trzema częściami jej gabaryt jest nie wielki, o ile pamiętam zaledwie 200 stron.
Tak jak w pierwszych częściach opisy uczuć, które targają główną bohaterkę wyciskały momentami łzy z moich oczu tak tutaj czułam już przesyt. Rozwlekłe opisy, przesyt słodyczy, który aż się wylewał wiadrami z opowieści zmęczył mnie niemiłosiernie. Już chyba bardziej osłodzić się nie dało! Oczekiwałam zwrotu akcji, przyśpieszenia, nowych wątków. A otrzymałam wręcz zatrzymanie wszystkiego. Miałam wrażenie, że czytając książkę stoję w miejscu, w jakimś gęstym kisielu i nie mogę zrobić kroku do przodu.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób dobrnęłam do końca? Najgrubsza pod względem wydawniczym część, w której brnęłam jak w zaspach, aby bliżej końca i bliżej… a ten koniec jeszcze tak daleko.
Wydaje mi się, że w tym wypadku autorka już nie miała pomysłu na dalsze losy bohaterów i po prostu rozwlekała każdy swój gorszy lub lepszy pomysł jak najdłużej.
„Zgoda na szczęście” jest na tyle przewidywalna jak serial wszech czasów „Moda na sukces”. Gdybym wiedziała, że tak mnie psychicznie wymęczy to przeczytałabym pierwsze 50 stron i przeniosła się od razu to ostatnich pięćdziesięciu.
Hanka irytowała mnie już w drugiej części, tutaj miałam ochotę jej przyłożyć. To jej użalanie się nad sobą już bokiem wychodziło, a Mikołaj-, co on w niej widzi??!! Dawno już bym drzwi przed jej nosem zamknęła.
Podejmę się stwierdzenia, że „Zgoda na szczęście” to najsłabsza część serii. Autorka przedobrzyła, chciała za dużo ukazać, za dużo uczuć, za dużo rozwlekłych nieistotnych dla sprawy opisów- wszystkiego za dużo. Oczekiwałam, że jednak uśmierci kogoś- przydałoby to smaczku tej historii. Przecież w życiu nie jest tak idealnie a ludzie po zawałach nie zawsze przeżywają, a tym bardziej tak szybko dochodzą do zdrowia.
Świat tu przedstawiony jest za bardzo wyidealizowany- w rzeczywistości tak nie ma.
Po czwartą część sięgnę z czystej ciekawości, chociaż już nas autorka nakierowała wraz z zakończeniem „Zgody na szczęście”, o czym będzie. Mam tylko nadzieję, że tych opisów wysłodzonych tyle nie będzie.
Najdziwniejsze jest to, że tę część posiadam na własność a to tylko, dlatego, że dwie pierwsze części mi się podobały a nie lubię mieć luk w seriach na półce.

Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy polecam. Musicie sami zadecydować. Do mnie tak książka nie przemówiła i cieszę się, że mam już ją za sobą.
0 0
Dodał:
Dodano: 26 X 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 185
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 41 lat
Z nami od: 25 IV 2013

Recenzowana książka

Zgoda na szczęście



Ta historia czekała na Ciebie. Rozkoszuj się nią i zapomnij o całym świecie. Hania już wie, że chce dzielić życie z Mikołajem. Uwielbia, gdy ukochany budzi ją czułymi pocałunkami i śniadaniem podanym do łóżka. Ale na ich drodze wciąż pojawia się wiele przeciwności. Dramatyczne sytuacje dotykają także ich najbliższych. Na szczęście wokół nie brak tych, którzy gotowi są ich wesprzeć, jak ciotka Ann...

Ocena czytelników: 5.08 (głosów: 12)
Autor recenzji ocenił książkę na: 2.0