Po co być owcą, kiedy możesz być wilkiem

Recenzja książki Posępna litość
Robin LaFevers, jak sama mówi, praktycznie wychowała się na fantastycznych legendach, mitologii i historii. Właśnie dzięki słuchaniu tych wszystkich opowieści jej romantyczna strona duszy rozwinęła się ponad miarę. Jednak zamiłowanie do pisania zrodziło się w wieku ośmiu lat, kiedy to przeczytała jednym tchem, osiem tomów Opowieści z Narni. W swojej najnowszej powieści noszącej tytuł Posępna litość, Robin LaFevers połączyła wszystko to co uwielbia. Po za tym powieść ta otwiera także trylogię – Jego Nadobna Zabójczyni.

Ismae nigdy nie miała łatwego życia. Jej matka chciała się jej pozbyć ze swego łona po przez zażycie trucizny od miejscowej znachorki. Jednak próba nie powiodła się, chociaż Klątwa Matrony jest jedną z najsilniejszych toksyna jaka istniała w całej Bretanii, a może i na całym świecie. Dziewczynie pozostała po niej jedynie długa, czerwona blizna biegnąca od lewego ramienia do prawego biodra.

Po nieudanym zabiegu pozbycia się ciąży, znachorka ogłosiła, że to wcale nie jest żaden cud iż dziecko przeżyło. Po prostu potwierdziło się, iż jego prawdziwym ojcem jest sam bóg śmierci – Mortain. Mężczyzna, która wychowywał Ismae nie mógł tego znieść, dlatego starał się ją gnębić na wszelkie dostępne sposoby, aby w końcu w wieku siedemnastu lat odsprzedać swoją pasierbicę, mężczyźnie, który da za nią najwięcej. Dziewczynie udaje się jednak uniknąć okrutnego losu i za sprawą życzliwych osób trafia do zakonu Świętego Mortaina, w którym przechodzi szkolenie z wszelkich sposobów zabijania i uwodzenia, aby stać się później assasynką na usługach boga śmierci. Gdzie zawiedzie ją przeznaczenie? Jakie zadanie zostanie przed nią postawione?

Najnowsza powieść Robin LaFevers intrygowała mnie od samego początku, gdy ujrzałam ją w zapowiedziach wydawnictwa Fabryka Słów (chociaż z początku był tam jedynie podany nieprzetłumaczony tytuł i autor). Dlatego skwapliwie skorzystała, gdy tylko pojawiła się okazja, aby zapoznać się z treścią książki, jeszcze przed jej premierą.

Jeszcze jedno co muszę zaznaczyć, zanim zacznę swój wywód pochwalny nad Posępną litością, muszę powiedzieć, że jej treść naprawdę mnie zaskoczyła. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Po blurbie umieszczony przez wydawnictwo na odwrocie książki, spodziewałam się ciut innej fabuły. Z drugiej strony, może to i dobrze, że okazała się ona całkiem inna, przynajmniej miałam nie lada frajdę z czytania.

Hmm… od czego by tu zacząć? Może od tego, że autorka naprawdę świetnie sobie poradziła z połączeniem tak wielu różnych wątków charakterystycznych dla kilku zupełnie przeciwstawnych gatunków literackich. Fakt, powstał z tego lekki galimatias, ale za to jakże wciągający. Wszystkie tematy doskonale się uzupełniają i zazębiają ze sobą w taki sposób, że kolejny jest jakoby przedłużeniem poprzedniego. Całe jego piękno i kunszt można dopiero docenić, gdy przeczytamy ostatnie zdanie w książce. Właśnie w tym momencie uświadamiamy sobie jaki ogrom pracy autorka musiała włożyć, aby stworzyć tak złożoną fabułę. By odnaleźć wszystkie fakty historyczne, a następnie uformować je po swojemu, aby stanowiły doskonałe tło dla historii Ismae.

Od samego początku towarzyszy nam mroczny i dosyć ciężki klimat piętnastowiecznej Bretanii, który tylko potęguje zainteresowanie całą historią. Najlepiej jest go porównać do całunu szczelnie spowijającego naszą wyobraźnię do tego stopnia, że nie można się oderwać od lektury tejże powieści. Ciekawość osiąga punkt krytyczny, po czym przeradza się w całkowitą fascynację światem stworzonym… nie to nie jest odpowiednie słowo, ulepszonym przez autorkę (w dużej mierze stanowi on bowiem odzwierciedlenie prawdy historycznej, do której dodane zostały jedynie elementy czysto fantastyczne wyklarowane w wyobraźni autorki).

Wracając jeszcze na chwilę do fabuły. Mówiąc szczerze to z początku zaskoczył mnie fakt, że p. LaFevers pokusiła się o wprowadzenie do treści wątku romantycznego. Myślałam, że będzie on tu tylko przeszkadzał i psuł ogólny odbiór treści. Jakże srogo się myliła. Dopiero teraz widzę jak ważny i istotny był to element fabuły. Bez niego nie moglibyśmy tak dobrze zaobserwować przemiany jaka zachodzi w głównej bohaterce pod wpływem rodzącego się uczucia do Duvala.

No właśnie, jeżeli o bohaterach już mowa. Pewnie nikogo nie zdziwię jeżeli napiszę, że byli równie doskonale wykreowani jak i cała fabuła. Już od początku da się zauważyć, że nie możliwością jest spotkanie dwóch podobnych charakterów jakie autorka przypisała swoim postacią. Każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju. Ich cechy osobowości, chociaż przeważnie się wykluczając to mimo wszystko są także swoim uzupełnieniem. Autorka dosadnie pokazała nam tym, że przeciwieństwa zawsze się przyciągają, a potem… okazuje się, iż miały ze sobą sporo wspólnego. Tak właśnie było z Ismae i Duvalem.

Przyznam, że z po pewnym czasie z niecierpliwością czekałam na sceny z ich udziałem. Nie raz, nie dwa ich wymiana zdań bawiła mnie do łez, aby w końcu (wraz z rozkwitem ich uczucia) pobudzać zmysły i emocje w najwyższy stan gotowości. Żebyśmy nie zrozumieli się źle, w Posępnej litości nie ujrzy się sceny erotycznej. Robin LaFevers na przykładzie Ismae i Duvala pokazuje powolny i naturalny stan rzeczy jakim jest pojawienie się „chemii”, a później narodziny prawdziwego i głębokiego uczucia pomiędzy dwójką ludzi. Nic tu nie dzieje się na łapu capu, z którego słyną na przykład romanse paranormalne. Wszystko ma określony czas i miejsce. Dla mnie takie sceny były niczym wisienka na szczycie ogromnej góry lodów o ulubionym smaku, chociaż pisarka przez dłuższy czas, z ich pomocą, bawiła się ze mną w „kotka i myszkę”. Często sprawiała bowiem, że zaczynałam czytać dany moment z zapartym tchem (głównie z powodu Duvala, który podbił moje serce) i cichą nadzieją, że coś się wreszcie wydarzy, aby w następnej chwili srogo się przekonać, że to jeszcze nie to. Przyznam, że często z tego powodu miałam ochotę trzepnąć oboje bohaterów po głowach, aby wreszcie przejrzeli na oczy, a mi pozwolili się cieszyć obserwowaniem jak rodzi się między nimi miłość i jaki ma na nich wpływ. Wiem, wiem to dziwne, bo przecież to autorka wymyśla całą historię, a nie postacie. Ale nic na to nie poradzę. Tak już po prostu mam.

Podsumowując. Styl i język jakimi napisana została Posępna litość, jest niesamowity. Przywodzi mi na myśl swojską gawędę opowiadaną (w tym przypadku oczywiście czytaną) w środku nocy przy ognisku (bądź świetle lampki). Robin LaFevers czaruje swoich czytelników jedynie przy pomocy prostych, ale jakże magicznych słów, zwrotów, zdań, akapitów, rozdziałów… zamkniętych na kartach papieru. Kończąc wreszcie moje peany na temat tejże książki pozwólcie, że podsumuję to jednym, ale jakże wymownym zdaniem…. Książka jest niesamowita! I z miłą chęcią jeszcze nie raz do niej wrócę.

http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2013/09/premierowo-pos...
0 0
Dodał:
Dodano: 26 IX 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 273
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Natalia
Wiek: 38 lat
Z nami od: 02 XII 2011

Recenzowana książka

Posępna litość



Po co być owcą, skoro można być wilkiem. Zakłamanie, żądze i zdrada. Sam bóg śmierci naznaczył 17-letnią Ismae niezwykłym brzemieniem i zdolnościami. Jako assassin, może uchronić swój lud przed zatraceniem i zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać. Nawet tych, których kocha. „Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała...

Ocena czytelników: 5.04 (głosów: 12)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5