Pamiętam moje pierwsze spotkanie z autorką, której nazwisko trudno mi było zapamiętać i wymówić - to była Yrsa Sigurdardóttir i jej "Weź moją duszę" - zauroczyła mnie niesamowitym klimatem swoich książek. Z każdą kolejną, przeczytaną książką mój podziw dla niej rósł - bardzo ucieszyłam się, kiedy otrzymałam "Statek śmierci". Byłam ciekawa, co tym razem wymyśliła pani Yrsa i czy, i tym razem, uda się jej mnie zaskoczyć.
Kiedy zaczyna się czytać książki Yrsy Sigurdardottir robi się zimno i ciemno wokół (niezależnie od pory roku), a ciarki chodzą po plecach. Autorka tworzy thrillery, których klimat bardziej zbliżony jest do horrorów niż kryminałów. Zawsze jest niezwykle mroczny i pełen tajemnicy - Yrsa wie, jak dawkować napięcie. Tak było i tym razem.
Luksusowy jacht, którym włada komisja likwidacyjna Banku Islandzkiego, rozbija się w porcie docelowym. Jakież jest zaskoczenie, kiedy okazuje się, że jest on pusty - nie ma ani pasażerów, ani członków załogi. Statek widmo!
Jachtem Lady K podróżował pracownik banku, Egir wraz z żoną i córkami-bliźniaczkami, a na nabrzeżu czekała na nich rodzina. Zrozpaczeni dziadkowie zwrócili się o pomoc do kancelarii, w której pracuje Thora. Kobieta współpracuje z policją i stara się pomóc rozwiązać tę dziwną sprawę.
Bez śladu zniknęli wszyscy uczestnicy rejsu, a jego właściciele popadli w kłopoty finansowe. O jachcie krążą plotki, że wisi nad nim klątwa.
Czy członkowie załogi i rodzina Egira na pewno zniknęli bez śladu? Po bliższych oględzinach, policja zaczyna mieć wątpliwości. Z jachtu zaczynają znikać przedmioty... Co się dzieje? Czy w sprawę naprawdę zamieszane są siły nadprzyrodzone? To musi wyjaśnić Thora - czy jej się to uda?
"Statek śmierci" to mrożąca krew w żyłach opowieść, o klimacie jak z wiktoriańskiego horroru - jeszcze po odłożeniu książki, na rękach miałam "gęsią skórkę". Jest niezwykle mroczna i posiada, specyficzny dla Yrsy Sigurdardottir, klimat. Oczekiwałam duchów i innych nadprzyrodzonych mocy, a autorka zaskoczyła mnie! Nie będę opisywać szczegółów, bo zaczęłabym spoilerować, a tego nie chcę. Sami przekonajcie się, co się stało na jachcie Lady K.
Opowieść jest barwna i bardzo sugestywnie napisana, czytelnika przenika chłód do szpiku kości, a w nosie czuć zapach morskiej wody, i jeszcze to ciągłe uczucie napięcia i oczekiwania. Mocne wrażenia - gwarantowane! Czeka Was mnóstwo emocji i nieoczekiwane zakończenie.
Yrsa jest doskonała - czekam na jej kolejne książki, które mają u mnie swoją specjalną półkę:) Szczerze powiedziawszy, jeśli chodzi o pomysły na fabułę i budowanie napięcia, Yrsa jest dużo lepsza od Camilli Lackberg, którą tak lubię.
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2013/06/statek-s...