Pierwszy tom "Wojny w blasku dnia" zachwycił mnie i z niecierpliwością wyczekiwałam jego kontynuacji.
I oto jest - piękna, czerwona okładka, a wewnątrz niesamowite rysunki. Te ryciny są doskonałe, tak przestrzenne, że ma się wrażenie jakby wychodziły z kart. Zachwycam się nimi od początku!
W drugim tomie więcej czasu, dla odmiany, spędzamy z Arlenem Balesem niż z Jardirem, aby na finale obejrzeć oczami wyobraźni ich ostateczną potyczkę. Kto jest Wybawicielem? Przecież Wybawiciel może być tylko jeden....
Wcześniej obserwujemy związek Arlena z Renną i reakcję Leeshy na ich bliskość. Trzymamy kciuki podczas walki z demonami i zamieramy, kiedy Arlen zostaje ciężko ranny i walczy o życie.
Tymczasem Inevera stara się utrzymać przy sobie Jardira i zatrzeć w jego umyśle wspomnienia Leeshy. Zielarka jest w ciąży z Ahmannem, o czym mężczyzna nie wie, i usiłuje ukryć ten fakt. Czy zdradzi się podczas spotkania z byłym kochankiem?
Och, działo się, działo... i ...koniec.
Jestem rozczarowana - chcę więcej!!!! Rozsmakowałam się w tym cyklu, pokochałam jego bohaterów, szczególnie impulsywną Rennę. Będzie mi ich brakowało.
Peter V.Brett stworzył magiczną i niezwykle barwną opowieść, która zapiera dech i pozostawia po sobie niezapomniane wspomnienia. Autor włada piórem lepiej niż Wybawiciel włócznią - jego opisy są tak sugestywne i plastyczne, że chwilami sama czułam na twarzy oddech demona pustyni. Opisy walk są bardzo drobiazgowe, a przy tym porywające, czytelnik ma wrażenie, że stoi obok i kibicuje uczestnikom.
Wrażenia podczas lektury są niesamowite, a jej specyficzny klimat zapada w pamięć. Mnie porwał styl i pomysłowość Bretta.
http://markietanka-mojeksiazki.blogspot.com/2013/06/wojna-w-...