W przewodnikach turystycznych znajdujemy ciekawe opisy zabytków i ich fotografie. Książka "Dojczland" Andrzeja Stasiuka jest przeciwieństwem takiego przewodnika, gdyż przedstawia realia i raczej skupia uwagę na dworcach, lotniskach. Jest czymś w rodzaju zapisków z podróży, podczas, której raczej się nie zwiedza. Autor wspomina, że podczas takich eskapad dużo pije, co nie przedstawia go w korzystnym świetle i mam wrażenie, że dlatego pamięta tylko opis dworców, czy lotnisk. Czasami wspomina o podróżnych, nieco polityki i w sumie nic ponadto co warto by zapamiętać.
Książka typu zapychacz, za parę dni nie będziesz wiedział o czym była. Niestety rzadko oceniam tak nisko książki, z każdej się staram coś wynieść, ale tu nie było co. Być może przygodę ze Stasiukiem rozpoczęłam od niewłaściwej pozycji. W każdym bądź razie może to ja nie zrozumiałam przesłania, jakie autor miał na myśli, ale wcześniej nic jego autorstwa nie czytałam i być może to tylko moja wina. Ogólnie to nie polecam i można spokojnie ominąć tę pozycję i zająć się bardziej wartościową lekturą. A ocena mówi sama za siebie.
00
Dodał:Ania1986 Dodano:14 V 2013 (ponad 12 lat temu) Komentarzy: 0 Odsłon: 145
"Osnowa fabularna tej książeczki - śmiesznej, a zarazem melancholijnej - jest prosta: od kilkunastu lat Andrzej Stasiuk jako pisarz odbywa tury objazdowe po krajach niemieckojęzycznych. Czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu, rano wsiada w pociąg, idzie na spotkanie, czyta, odpowiada na pytania, wraca do hotelu ..."