Jedno jest pewne - gdybym nie wybrała profilu nauki, jaki wybrałam nigdy nie sięgnęłabym po książkę kucharską. Ba, w kuchni było można mnie spotkać tylko wtedy, kiedy brałam jogurt z lodówki. Choć czasami (a nawet często) żałuję, że poszłam na te cholerne gary, to jednak jest kilka pozytywów.
Po pierwsze nie spotkałabym najradośniejszej osoby - Dawida i kilku naprawdę miłych osób z mojej nowej klasy. Mówią, że człowiek się nie zmienia i to inni poznają go lepiej, jednak kto myśli w ten sposób jest w błędzie.
Zmieniłam się, moja niechęć do gotowania i pieczenia zamieniła się poniekąd w miłość. Lubię to robić i stąd dzisiaj moja recenzja.
O Sophie Dahl nie słyszałam wcześniej ani słowa, poznałam tę uroczą kobietę dzięki Dawidowi i dziękuję mu za to! Dzięki tej parze odnalazłam człowieka, który stał się moim idolem i guru, chodzi mi oczywiście o Jamiego Olivera, ale wracając do tematu…
Przybliżę wam to, kim jest panna Dahl - zaczęła karierę jako modelka, chociaż nosiła rozmiar 42. Współpracowała z największymi projektantami mody, o czym również wspomina w swojej publikacji, od najmłodszych lat uwielbiała jeść i zostało jej to do teraz.
Apetyczna panna Dahl to nie jest kolejną typową i nudna książką z przepisami. Znajdziecie w niej wiele przepięknych zdjęć zarówno jedzenia jak i autorki (jestem kobietą i muszę przyznać, że Sophie jest śliczna), oczywiście przepisów jak je wykonać, a także krótkie historie dotyczące poszczególnych potraw. Ogrom wskazówek i kilkanaście stron wciągającej historii z pierwszej ręki jest dodatkowym plusem.
Zarówno opowieść jak i przepisy są ułożone chronologicznie, zaczynając od jesieni poprzez zimę, potem wiosnę i w końcu (moje ulubione) lato. W każdym takim rozdziale przeczytacie o tym, co działo się w życiu autorki, a także specjalnie przygotowane przepisy na śniadania, obiady i kolacje. Według mnie nie są to receptury na codzienne posiłki, ale każdy inną miarą mierzy, jednak wszystko wygląda BARDZO apetycznie, a od samego czytania można zgłodnieć!
Czy wygodnie oddawało się lekturze? Otóż nie i jest to mały (bądź ciężki) minus, chociaż książka ma (zaledwie) 288 stron, są one z bardzo dobrego papieru oraz twarda okładka dodają ciężaru i trudno było mi utrzymać książkę w jednej pozycji.
Komu polecam? Przede wszystkim każdemu, kto lubi niebanalne przepisy na potrawy, uwielbia estetykę albo chociaż lubi oglądać zdjęcia. Moim zdaniem każdy znajdzie tu coś dla siebie. Stopień trudności przygotowywania zależy od umiejętności, które posiadacie. Dla mnie ta książka okazała się (kolejnym) przełomowym odkryciem i będę ją bardzo miło wspominać. C:
http://everydayxbook.blogspot.com