Na fali promocji związanej z filmem o tym samym tytule, co powieść Martela mnóstwo ludzi postanowiło pognać do kin, a część zdecydowała, że najpierw przeczyta powieść tego kanadyjskiego pisarza. Ja należę do tej drugiej grupy. Zachęcona trailerem, wspaniałymi efektami specjalnymi i intrygującą fabułą miałam ogromną ochotę na ekranizację "Życia Pi", jednak moje postanowienie na ten rok mówi, że "Nim obejrzysz film, przeczytaj książkę". Skoro sama narzuciłam sobie takie reguły, to, suma summarum, muszę też ich przestrzegać.
O treści wiedziałam jedynie tyle, że statek transportujący zwierzęta i właścicieli Zoo ulega katastrofie. Jedynym ocalałym jest szesnastoletni chłopiec, imieniem Piscine (pseudonim Pi), bengalski tygrys (o imieniu i nazwisku Richard Parker), hiena oraz szczur (żadnemu z nich nie nadano niestety imienia). Jest jeszcze orangutan - Oranż. Pominę wszelkie robactwo, na czele z karaluchami, bo nie pełnią tutaj żadnej istotnej roli. I tak, cała ta menażeria, trafia do jednej szalupy - wegetarianin, mięsożerca, owocożerca, padlinożerca i gryzoń (chyba nikogo nie pominęłam).
Yann Martel snuje swoją opowieść na dwa sposoby. W pierwszym poznajemy pisarza, który słysząc po raz pierwszy historię życia Pi postanawia spotkać się z tym, teraz już dorosłym, mężczyzną i usłyszeć od niego wszystko jeszcze raz. Później już opowieść toczy się w pierwszej osobie i opowiada ją Pi. Zostaje nam tu przedstawiona cała relacja dryfowania przez 227 dni na opustoszałym morzu z tygrysem w szalupie, a jeszcze wcześniej mamy okazję przyjrzeć się bliżej dzieciństwu bohatera w Indiach.
Pi jest chłopcem, który ... zadziwia, lecz i wzbudza ogromną sympatię. Ta dziecięca naiwność, otwartość umysłu oraz spryt powodują, że bardzo wyróżnia się na tle swoich kolegów ze szkoły. Mnie, podobnie jak kilka znanych mi osób, zaskoczył fakt wyznawania przez bohatera aż trzech religii. Urodził się w rodzinie hinduistycznej, w czasie pewnej podróży spotkał katolickiego księdza, a na końcu zafascynował się islamem. Hinduista, katolik i muzułmanin w jednym. Kuriozalne i osobliwe, aczkolwiek sam Pi powiedział: (...)wszystkie religie są prawdziwe. Ja po prostu chcę kochać Boga. Wyznawcy przeróżnych religii ze sobą walczą, a nie potrafią dostrzec, że łączy ich miłość do jednego i tego samego Boga.
"Życie Pi" jest opowieścią, która toczy się niezwykle powoli. Sporo miejsca poświęca autor na opisy Zoo, jego mieszkańców, ich zwyczajów i funkcjonowanie. Próbuje przekonać czytelnika, że zwierzętom jest lepiej w niewoli niż na wolności, ponieważ są bezpieczne oraz mają pod dostatkiem pożywienia. Nie muszą ze sobą rywalizować, co w wielu przypadkach jest szansą na przeżycie. Logika tego wywodu trochę mnie przekonała do swojej tezy.
Dużo tu rozważań o charakterze religijnym i filozoficznym. Bóg jest obecny niemalże w każdym rozdziale. Czego zwiastunem może być spotkanie autora ze starszym panem, znajomym Pi. Przypuśćmy, że siedzicie sobie w miłej knajpce, popijacie coś dobrego, nagle podchodzi do Was jakiś człowiek i mówi- "Znam pewną historię, która sprawi, że uwierzy pan w Boga". Co sobie pomyślicie? Nawiedzony!? Fanatyk religijny!? A może guru jakiejś sekty!? Na szczęście okazuje się, że ten miły, starszy pan ma do opowiedzenia niezwykle interesującą historię, w której często przewija się Bóg, Bóg oraz religia, przy czym nie nakłania cię byś koniecznie uwierzył w Wszechmogącego. Wysłuchasz? Jasne, że tak.
W dodatku zakończenie opowieści wprawi cię w stan konsternacji. Przez całą książkę czytasz o tygrysie i indyjskim chłopcu. Bohaterach, którzy walczą o przetrwanie. Jednak na końcu narrator serwuje ci alternatywną wersję całej tej okropnej sytuacji. Nie było żadnego tygrysa nie było przebrzydłej hieny, ani spokojnego orangutana. Wszystko to fikcja. Prawda okazuje się całkiem inna - jeszcze bardziej mrożąca krew w żyłach. Która z nich jest prawdziwa? Wybór należy tylko do ciebie. Nikt ci nic nie narzuca.
Czy możliwe jest, by człowiek potrafił znaleźć nić porozumienia z drapieżnikiem?
Dla mnie powieść Martela to przede wszystkim historia człowieka, który zostaje brutalnie wyrwany ze swojego bezpiecznego świata. Od teraz musi zdać się na swój instynkt, bo tylko on jest w stanie ochronić go przed rychłą śmiercią. "Życie Pi" pokazuje jak wielką wartość ma życie i ile jest się gotowym dla niego uczynić.
http://esencjaliteratury.blogspot.com/2013/03/historia-ktora...