I ty możesz zostać supermamą!

Recenzja książki Supermama
Każda matka wie, że narodziny dziecka zmieniają wszystko. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że całe nasze dotychczasowe życie przewraca się do góry nogami. Nie jest lepiej, ani gorzej. Jest po prostu inaczej. Bywa ciężko i to bardzo, kiedy nasz słodki bobasek dopomina się jedzonka co godzinę z dokładnością zegarka, nie przejmując się bynajmniej tym, że mówiąc kolokwialnie padamy na twarz. Do tego dochodzą kolki, kupki, wysypki, wymioty i niestety choroby. No tak. Nikt nie mówił, że będzie lekko, ale żeby aż tak?! Dziecko ciągle płacze, a my nie wiemy co się dzieje. Oskarżamy się o brak uczuć, jesteśmy zmęczone, rozdrażnione i zaczynamy wpadać w panikę. Co jest ze mną nie tak? Czy jestem wyrodną matką? Zabiorą mi dziecko, bo nie umiem się nim dobrze zająć. Albo zupełnie z innej beczki: Gdzie ja jestem? Dlaczego świadomie się na to zgodziłam? Czy już zawsze będę tylko mamą, a moje piersi będą służyły już tylko temu małemu głodomorowi? Jeszcze gorzej jest, kiedy znajdziemy kilka sekund żeby przyjrzeć się sobie. Obwisły brzuch, wielkie opadające boczki na biodrach, podkrążone oczy i ziemista cera. Całości dopełnia cudowny rozciągnięty szlafrok, który staje się naszym strojem na każdą okazję. No i wcale się nie dziwimy, że nasi mężowie mają już tuziny wyimaginowanych kochanek z taliami os i długimi, gładkimi nogami. Brzmi jak koszmar? A to tylko nasza codzienność prawda? Tak mniej więcej wygląda życie przeciętnej mamy, która właśnie urodziła pierwsze dziecko. Jedna z nas postanowiła jednak głośno oddać swój głos w sprawie. To Katarzyna Ostrowska-Biernacka, autorka książki Supermama. Ta przezabawna powieść powstała po to, aby pokazać mamom, że każda z nas, decydując się na macierzyństwo boryka się z podobnymi problemami. W jednym z wywiadów, autorka podkreśliła również, że chciałam sprowokować dyskusję na temat macierzyństwa, stereotypów i mód, którym często ulegamy. Poza tym książka ma po prostu bawić i tak też się dzieje. No bo jak tu się nie śmiać z samej siebie?
- Oddajmy go do domu dziecka. – Bardziej jęknęłam niż krzyknęłam. Tak naprawdę miałam ochotę wrzeszczeć.
- Olka, nie denerwuj się – odezwał się mój mąż tonem, który miał mnie uspokoić. Skutek był jednak odwrotny. Jego opanowanie wprawiło mnie w furię.
- Nie, nie uspokoję się! – krzyczałam już. – Od kilku miesięcy moje życie to karmienie, sranko, pranko i pobudki w nocy! Co dwie godziny! Bo chce jeść! Bo zrobił kupę! Bo… bo… I tak codziennie! Mam dość! – rozpłakałam się.
(…) – Gwiazdeczko, wszystko jakoś zorganizujemy. Ale czy musimy rozmawiać o tym o drugiej w nocy?
- A dlaczego nie?! Przecież i tak nie śpię! Pół godziny temu jadł, a teraz znów płacze!
- Spróbuj zasnąć, ja pójdę do dziecka. – Radek westchnął i już go nie było.
Świetnie. Woli wrzeszczącego niemowlaka od żony. Co prawda żona po porodzie zmieniła się w prawdziwą, na dodatek zaniedbaną, heterę… Mógłby jednak chociaż udawać, że nie jest tak źle (…)
Zaraz, zaraz… Zaczęłam nasłuchiwać, wpatrując się intensywnie w elektroniczną nianię. Nic nie słychać. To przecież niemożliwe. Ja uspokajam młodego czasem nawet godzinę, a on i tak wyje…
Po chwili wrócił mój mąż. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Cicho – szepnęłam niepewnie.
- Acha – błyskotliwie odpowiedział Radek, kładąc się do łóżka
- Ale ja nic nie słyszę!
- Cii, mały zasnął. Spróbujmy i my się zdrzemnąć.
- Jak to zasnął? Jak to zasnął? – powtarzałam w kółko…*

Wybaczcie ten przydługi cytat, ale nie mogłam się powstrzymać. Tak właśnie zaczyna się Supermama. Brzmi znajomo? W moim przypadku tak. W głównej bohaterce odnalazłam wiele z siebie (jak pewnie większość czytelniczek) i śmiałam się przez łzy, bo z jednej strony to śmieszne, a z drugiej przerażające. Jeszcze dokładnie pamiętam te nieprzespane noce, momenty załamania i przeraźliwy płacz dziecka. Najgorsze były wieczory, kiedy chciałam zasiąść do książek (kończyłam wtedy studia), a cały mój organizm wołał „spaać”, albo też krzyczał Tymek, domagając się mleka, świeżej pieluszki czy herbatki. Czasem nawet niczego się nie domagał, ale i tak krzyczał. No cóż, nie mogę powiedzieć żeby to był najmilszy okres mojego życia. Wiem jednak, że byłam sama sobie winna. Tak samo jak Ola, bohaterka Supermamy. Kobieta urodziła syna, ale on jakoś nie chce być słodkim bobaskiem z reklam, który tylko śpi i je. Figura też nie chce wrócić do stanu sprzed ciąży, więc w garderobie dostępne są spodnie ciążowe, rozciągnięty sweterek i szlafrok. Na domiar złego do firmy męża przyjęto właśnie Maję, idealnie zadbaną kobietę biznesu, która niepokojąco zbliża się do Radka i bezczelnie próbuje go omotać. Jeśli dodać do tego zbioru nieszczęść toksyczną bratową męża, która wychowuje swoje dzieci wedle najnowszych trendów i to samo narzuca Oli bez przerwy krytykując każdy jej ruch, możemy się domyślać, że stan psychiczny bohaterki balansuje na cienkiej granicy. Osaczona młoda mama zaczyna powoli wierzyć, że jest zła, bo nie karmiła piersią, nie chce nosić syna w bardzo modnej chuście (cena promocyjna to tylko kilka tysięcy, ale do tego obowiązkowo trzeba wykupić kurs wiązania takiej chusty), no i nie posiada nosidełka od Gucciego. Na szczęście w jej życiu pojawi się kilkoro dobrych ludzi, którzy pomogą zrozumieć Oli, że najważniejsze jest to, żeby ona czuła się szczęśliwa i postępowała według tego, co podpowiada jej serce, a nie głos rozhisteryzowanej umęczonej mamuśki. Przecież każda kobieta ma prawo do gorszych dni, do słabości i zmęczenia. Każda z nas ma prawo oczekiwać też pomocy od bliskich osób. Ważne jest też to, aby mama nie zapomniała, że nadal jest kobietą. Jeśli bowiem jej rola będzie się kończyć tylko na byciu mamą, nie wyjdzie to na zdrowie ani kobiecie, a ni jej dzieciom. Jest prosta, ale mądra zasada. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Nie można dać sobie wmówić, że dziecko to tylko nasza sprawa, a partner pracuje, więc ma prawo potem do świętego spokoju. Wychowywanie dziecka to też praca, szczególnie, że zwykle kobieta musi jeszcze posprzątać, uprać i ugotować. Przeliczając to wszystko na godziny łatwo dojść do wniosku, że jesteśmy w pracy dwadzieścia cztery godziny na dobę. No i kiedy tu znaleźć czas, żeby leżeć i pachnieć, jak by sobie życzył szanowny małżonek? Katarzyna Ostrowska-Biernacka, ma na to sposoby, które zdradza w swojej książce. Muszę przyznać, że połknęłam ją jednym tchem, raz po raz wybuchając gromkim śmiechem, to znów kiwając głową z miną znawczyni tematu. Jest lekko, zabawnie, ale i refleksyjnie. Supermama, to idealna lektura dla wszystkich. Nie tylko dla kobiet. Niech przeczytają ją też przyszli tatusiowie i tatusiowie obecni. Może dzięki temu uda im się zrozumieć partnerkę, której uwierzcie jest bardzo ciężko odnaleźć się w nowej roli i bardzo ważne jest wtedy wsparcie i zrozumienie partnera! Przeczytajcie razem. Będzie wesoło.
Polecam!
*Katarzyna Ostrowska-Biernacka, Supermama, Warszawa 2012, s. 3.
0 0
Dodał:
Dodano: 19 XII 2012 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 269
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Marta
Wiek: 42 lat
Z nami od: 16 VI 2012

Recenzowana książka

Supermama



Leżałam w łóżku i bałam się otworzyć oczy. A jeśli otworzę je i obudzę młodego? Chyba o piątej rano położyłam go z nami, bo już nie miałam sił na ciągłe wstawanie i zatykanie smoczkiem wrzeszczącego otworu gębowego. W naszym łóżku, jeszcze nie tak dawno małżeńskim, zapomniał o smoczku. Za to zajął połowę materaca. Nie wiem, jak on to robi. W końcu jest najmłodszy i najmniejszy, a już potrafi wywal...

Ocena czytelników: 5 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0