Książka pana Inglota wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tak jak każdy teoretycznie wiem, że Wrocław przed wojną był niemiecki. Jak każdy znam historie ludzi na siłę wysiedlanych ze wschodu. I tu przyznaję się bez bicia. Nigdy ale to nigdy o powrocie Wrocławia do Polski nie myślałam jak o tragedii Niemców, którzy od pokoleń tam własnie żyli. Znaczy i mnie nie ominęło sztampowe myślenie Polaków kładące nacisk tylko i wyłącznie na krzywdę naszego narodu pomijając jakoś odruchowo takie "niuanse" jak wysiedlenia Niemców...
Po lekturze "Wypędzonego" długo nie mogłam dojść do siebie.Takie lektury pozostawiają po sobie ślad na bardzo długo.
Pomijam tu celowo wątek kryminalny, który nawiasem mówiąc był świetny i skupiam się wyłącznie na powojennym Breslau. Tak się złożyło, że Wrocław znam dość dobrze ale patrząc na powojenne zgliszcza odkrywałam go na nowo oczyma autora. To była naprawdę fascynująca wędrówka. Jeszcze dotąd nie zdarzyło mi się czytać o mieście tak znanym i obcym jednocześnie. I choć wiem ,że "Wypędzony" to książka, której bohaterem jest Korzycki to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę bohaterem powieści jest właśnie Wrocław, a losy Jana mają na celu tylko uwypuklenie obrazu tragedii jaka spotkała to miejsce.
Książka wstrząsa - powtórzę to pewnie jeszcze nie raz. Przyzwyczajona do czytania mocnej literatury nie zawsze (przyznaję ze wstydem) byłam poruszona scenami przemocy jednak jedna ze scen tak bardzo utkwiła mi w pamięci, że do dziś nie potrafię pozbyć się jej z głowy. Może Wam wyda się to zabawne, ale do dziś myślę o zagłodzonej małpie(bodajże szympansicy), która wraz ze swoim młodym wyłoniła się z ruin. I ta niemoc Korzyckiego kiedy już chciał ją nakarmić jednak ona w panice uciekła i spowodowała wybuch zaminowanego budynku...
Bezsensowna śmierć zwierzęcia od razu skojarzyła mi się z bezsensowną zagładą wielu istnień ludzkich...
Czytając "Wypędzonego" zaczynamy zdawać sobie sprawę, że wojna i okres powojenny tak naprawdę nigdy nie były czarno- biała. To nie było tak ,że wszyscy Polacy byli dobrzy, a Niemcy źli. OK. Teoretycznie każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę i w wielu książkach można doczytać się tego między wierszami. Jednak nie u Inglota. On ukazał wszystkie odcienie szarości rzeczywistości tamtych czasów. Autor nie koloryzuje - on raczej stara się przedstawić ówczesne realia i udało mu się to genialnie. Nie ma tu żadnych upiększeń, gloryfikacji Polaków czy gnojenia Niemców. Są ludzie - nie Niemcy, nie Polacy, a właśnie ludzie, których krzywda ukazana jest oczyma Korzyckiego. Byłego akowca, który choć mówi, że cały naród niemiecki musi ponieść karę jednak nie do końca na to przystaje...
Choć "Wypędzony" napisany jest świetnym językiem i czyta się go doskonale nie można powiedzieć, ze jest to lekka lektura. Wręcz przeciwnie - zmusza czytelnika do myślenia, refleksji oraz niejednokrotnie przewartościowania swoich poglądów. Bo tak naprawdę kto był zwycięzcą, a kto przegranym...
Polecam każdemu, kto dojrzał do takiej lektury. Jest to książka, do której na pewno nie raz jeszcze powrócę.