Studium zła, chociaż zadaje pytania, to na nie nie odpowiada. Autor analizuje skutki przemocy w rodzinie, opisuje również swe życie - "Zło" jest oparte na jego biografii. I nawet, jeśli człowiek nie przeczyta tego w opisie tu przedstawianej lektury, to nie ma bata: niemożliwym jest, by tak dokładnie opisać uczucia, zasady oraz kroki, które spotyka się w dziale "przemoc", bez osobistych doświadczeń z tym związanych. Autor mógł co prawda pytać ludzi o to - lecz przeklętą prawdą jest to, że ci raczej niewiele by mu powiedzieli.
W książce dokładnie widać, że mamy 1958 rok. Wtedy autor tej powieści miał 14 lat, a Erik, bohater tej, ma właśnie tyle. I jest najsilniejszy w klasie. Oraz przewodzi gangiem, a w domu - codziennie - dostaje lanie. Ciche godzenie się z rzeczywistością, bowiem mały, młody człowiek nie potrafi samemu się obronić. Jest jeszcze muzyka Chopina, którą matka gra w ciszy i ze smutkiem. Oraz włączono radio z najnowszą piosenką Presleya, a ten królował na scenie między latami 50' a 60'. I stosunek wychowawców do uczniów. Jeszcze w latach 60' w Polsce niektórzy nauczyciele przejawiali pilną potrzebę lania po dłoni linijką. A na dodatek Szwecja jest małym państwem, które okrążone niemal zostało przez władzę Rosji. Komunizm. Żelazna kurtyna. A on, Erik, chce być wolny. I się bronić. Lecz... Nie wszystko idzie zgodnie z planem, człowiek musi dojrzeć i stawiać czoła przeciwnościom losu tak, aby wbrew pozorom cel został osiągnięty.
W tej książce króluje zło. I nie wiem, czy trudno wymyślić w to, iż dzieci potrafią być tak okrutne, że polewają kogoś wrzącą wodą po kilka razy z rzędu. Akurat wspomnienie tego fragmentu można mi wybaczyć - jest to chyba jedyna scena, której jako tako można się domyślić.
Autor twierdzi, że ze złem trzeba walczyć. Ale jak walczyć? Na sposób Jezusa, co robi nasz bohater: nastaw policzki. Czyż to nie jest bez sensu? Ale jeśli liceum to furtka do wspaniałej przyszłości i wolności, to trzeba wszystko zrobić, aby ją zdobyć. I może Guillou z racji swego zawodu (dziennikarz) niekoniecznie jest świadomy, ale pokazał doskonale, że każdy człowiek, w pewnym momencie, buntuje się przeciw traktowaniu go jak rzecz.
Guillou pokazuje nam również, że jest różnica między głupotą a inteligencją. Ci pierwsi stosują przemoc bez zbytniego zastanawiania się i całkiem bez sensu. A ci ostatni chcą tego uniknąć, lecz nie mogą - i choć ją stosują, dążą do tego, by zło przestało się dziać. Ale czy to jest możliwe tak do końca?
A finał powieści nie odpowiada na to pytanie, podobnie jak na to, co się stało z Marją? I czy autor celowo zmienił przyszły zawód chłopaka? A może to, co działo się w latach 50-60 w szkolnych murach zostało przejaskrawione? Trudno odpowiedzieć na to pytanie w jakikolwiek sposób, jest to jedno z tych, na które czytelnicy nigdy nie będą mogli uzyskać potwierdzenia/zaprzeczenia.
Sceny w pociągu są magiczne. I chociaż oklepany motyw pociągu jako wędrówki w życiu, to sceny w nim dziejące się można pokazać w bardzo obrazowy sposób. Lekceważący stosunek do życia - papieros. Zdobycie wolności - spalenie symbolu zła. Już nigdy więcej, ale czy na pewno da się z tym skończyć?
A jednak gubiłam się w systemie szkolnym. Nie do końca dla mnie było jasne, czy Erik chodzi do podstawówki, czy do liceum, ale może to wina tego, że Szwedką nie jestem. Tak czy inaczej - tak się czytało "Zło" Jana Guillou, że oderwać się nie mogłam.