Moje pierwsze spotkanie z tą autorką zakończyło się może nie tyle niepowodzeniem, co zostawiło po sobie pewien bardzo głęboki niedosyt. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.
Jarosław Trzaskowski, bezrobotny, trochę ciapowaty mężczyzna, mieszkający z babcią postanawia założyć własną agencję detektywistyczną i od tego właśnie wszystko się zaczyna. Już pierwszego dnia swojej działalności Jaro otrzymuje zlecenie. Ma odszukać byłego męża doktor Ilony Maciejko, który od dawna nie płaci alimentów na dwie córki i przechowuje bardzo cenny obraz, należący do byłej żony. Sprawa się komplikuje, gdy w mieszkaniu mężczyzny odnajduje tylko jego ciało, leżące w kałuży krwi. Niespodziewanie znika też mama przyjaciółki Ilony, a na podwórku jednego z osiedla dochodzi do bardzo brutalnych morderstw kotów. To wszystko trochę przygniata naszego Jarcia, ale w końcu od czego ma się babcię? Halina, widząc zmagania swojego wnuka, postanawia mu pomóc i, razem z przyjaciółką z bloku, Dzidką, zaczynają prowadzić własne śledztwo.
Historia ciekawa, chociaż sposób jej przedstawienia, jak dla mnie był trochę nużący, podejrzewam jednak, patrząc na wiele pozytywnych opinii, że tylko ja odniosłam takie wrażenie, jednak nie tylko fakt, że lektura bardzo mi się dłużyła wpłynęła na negatywny odbiór książki.
Chyba jeszcze nie wspominałam, że dla mnie w książce najbardziej liczą się bohaterowie i jeśli oni mnie zawiodą, książka na pewno nie dostanie oceny z wyższej półki. Tutaj, niestety, byłam bardzo, ale to bardzo rozczarowana. W osobie Jarcia spodziewałam się odnaleźć takiego trochę ciapowatego, ale zabawnego i sympatycznego faceta, natomiast jako babcię wyobrażałam sobie kogoś w stylu panny Marple z uwielbianych przeze mnie książek Agathy Christie. Niestety nie dostałam ani tego ani tego.
Kolejnym elementem, który mi się nie spodobał były brutalne opisy znęcania się nad zwierzętami, rozumiem, że miało to podnosić dramaturgię powieści, ale u mnie wywoływało raczej odruch wymiotny. W dodatku usiłowanie wytłumaczenia tego barbarzyństwa traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa, jest, według mnie, trochę przesadzone, możliwie, że w niektóryh przypadkach tak właśnie jest, ale podejrzewam, że większość z nich po prostu lubi patrzeć na czyjeś cierpienie.
Zupełnie nie spodobała mi się też okładka, która, jak dla mne, zbyt szybko się niszczy, a reklamy nowych pozycji wydawniczych na wewnętrznej stronie jeszcze bardziej psują efekt. Mnie irytuje również sam wygląd okładki, a zwłaszcza nazwisko autorki napisane zbyt dużymi literami, ale to już kwestia gustu.
Dobrze, napisałam tyle wad, ale w końcu za coś te 4 punkty musiałam przyznać, pytanie tylko za co? Odpowiedź jest prosta, za bardzo dobrą intrygę, bez której każdy kryminał byłby niczym. Do końca nie wiadomo, kto był sprawcą, przynajmniej ja się tego nie domyśliłam, a rozwiązanie było bardzo zaskakujące. Dodatkwo trzy śledztwa prowadzone równolegle dają bardzo duże pole do popisu dla tych, którzy uwielbiają domyślać się, kim jest osoba za to wszystko odpowiedzialna. Więcej nie zdradzę, bo zniszczyłabym zupełnie jedyną pozytywną cechę tej powieści, ale właśnie dla tej cechy warto było ścierpieć resztę wad.
Ogólnie książka była tak sobie, nie zaliczę jej do najgorszych, ale mnie zupełnie nie powaliła. Niemniej, widząc wiele pozytywnych opinii, nie mogę z czystym sumieniem całkowicie was do niej zniechęcić, dlatego radzę, jeśli czujesz, że to może być pozycja dla ciebie, mimo wszystko po nią sięgnąć i przekonać się na własnej skórze co, i jak.
Moja ocena: 4/10
http://na-deszczowe-dni.blogspot.com/2012/09/starsza-pani-wn...