Przeczytałem „Dybuka”, zachęcony wspomnieniami po lekturze „Bestii”, będącej niezłą próbą spolszczenia horroru jako gatunku. Książka wciągnęła mnie, kazała się zastanowić, ale z podsuwanymi przez nią odpowiedziami nie sposób się zgodzić. Bowiem „Dybuk”- pozornie opowiadając historię polowania na opętanego przez duszę esesmana Żyda -wampira – w warstwie głębszej porusza temat, który żywo zajmuje Polaków, czego dowodem była narodowa dyskusja na temat zbrodni w Jedwabnem. Oczywiście, Świerczek utrzymuje kostium sensacyjnej powieści drogi, ale w warstwie głębszej, to próba dotknięcia takiego właśnie, przemilczanego, tematu. Problem w tym, że Świerczek rozpatruje go z archaicznego punktu widzenia, być może do przyjęcia w „dobrym przedwojennym towarzystwie”, ale nie współcześnie! Świerczek- ni mniej nie więcej – znajduje antysemityzm wyłącznie wśród wiejsko-miejskiego pospólstwa. Jak mówi w wywiadzie dostępnym w sieci, „nie opisuje polskiego ludu, ale to, co wojna spod miedzy jak g..no wyrzuciła”. Świerczek w „Dybuku”, ilekroć opisuje ten „prawdziwy” lud (a nie owo g..no spod miedzy), używa pojęć pozytywnych: ci „prawdziwi” Polacy są prawi, po słowiańsku otwarci i prości i tej swojej prawości bronią, tłukąc kłonicami zaprzańców narodowych. Za to plebs jawi się jako zbieranina pijanych kanalii, pełnych nienawiści do obcych i wewnętrznej złośliwości marginesu społecznego. Wynika to z zadziwiających u współczesnego autora poglądów, którym Świerczek dał wyraz już w „Bestii”, wkładając w usta głównego bohatera zdanie, że w powstaniach giną najlepsi, a przeżywa tylko plebs, który w końcu Polską zawładnie. W „Dybuku” Świerczek zdaje się kontynuować ten temat, opisując koniec resztek dawnej Rzeczpospolitej rozkradanej przez ubeckich karierowiczów i „facetów o kosych spojrzeniach”. Ta szlachetczyzna w najczystszej postaci jest używana do obalania „rzekomych” mitów o polskim antysemityzmie. Polacy, zdaje się twierdzić Świerczek, są odważni do szaleństwa, honorowi i tolerancyjni (chyba, że są w gorszym nastroju, wtedy nie należy im pod szablę lub nóż podchodzić). To motłoch, wzięty żywcem z Sienkiewicza, jest antysemicki i dziki. Czerń, którą kaprys historii wypchnął z dołów, przenosi do życia społecznego swoje zawiści i ksenofobię. Naród polski ( u Świerczka zapewne pisany zawsze z dużej litery) jest zakorzeniony w romantycznej wizji polskości: bukolicznych Słowian, tolerancyjnych, spokojnych i dobrodusznych.
Świerczek jest w obu powieściach „narodowo świadomy”, polski jak bohaterowie romantyczni, którym Polska z ust nie schodziła. Główny bohater „Bestii” zabija pupila carskiego dworu, ryzykując karierą, tylko dlatego, że ten obelżywie wyraził się o Polakach. W „Dybuku”, Rem – były oficer AK – zabija już seryjnie każdego, kto narodowe świętości kala. Jedyna różnica tkwi w narzędziu, bo Rem – w przeciwieństwie do bohatera „Bestii” używa bagnetu cichociemnych. Natomiast cała konstrukcja postaci jest żywcem wzięta z narodowych mitów: Rem reaguje impulsywnie na każde sprzeniewierzenie się honorowi Rzeczpospolitej, przy czym robi to z ułańską fantazją, lejąc przedstawicieli plebsu przy lada okazji po „koso patrzących” gębach lub przecinając gardła maruderów i gwałcicieli.
Zapewne można uznać, że to – jak się wydaje programowe - spolszczanie literatury popularnej jest świetnym pomysłem, bo na rynku roi się od makulatury naśladującej amerykańskie wzory, wynarodowionej i pustej, ale używanie literatury, by bronić naród przed poważnymi zarzutami o współuczestnictwo w Zagładzie jest jej nadużyciem. W tej kwestii powinni wypowiedzieć się historycy, powołujący się na twarde dane, a nie pisarze, wciąż piszący, jak się wydaje, ku pokrzepieniu serc.