Uwielbiam włoskie klimaty dlatego sięgnęłam po tę właśnie książkę z wielką ochotą. Skusił mnie wiele obiecujący opis na okładce, zgodnie z którym „otwierając tę książkę, można niemal poczuć smak suszonych pomidorów i zapach delikatnego włoskiego wina”. Cóż, chyba niestety tym razem zabrakło mi wyobraźni. Pierwszy raz czytałam tę książkę dawno temu. Ciekawa byłam, czy teraz, po latach trochę inaczej ją odbiorę, jednak moje odczucia się nie zmieniły.
„Pod słońcem Toskanii” to autobiograficzna powieść Frances Mayes. Autorka spędza urlop w Toskanii. Zachwycona urodą domu o nazwie Bramasole postanawia go kupić. I tu zaczynają się problemy natury prawnej, finansowej, a z czasem również technicznej, gdyż dom okazuje się kompletną ruiną. Wbrew pozorom, Autorce – Amerykance nie jest też łatwo wtopić się w otoczenie i zrozumieć mentalność Włochów. I po części właśnie o tym jest książka. Frances Mayes pokazuje starcie dwóch kultur i próbę zaaklimatyzowania się w Toskanii. W powieści mało jest akcji za to obfituje w długie opisy remontu domu, odnawiania ogrodu i problemów z fachowcami. Autorka próbuje nam też przybliżyć urodę okolicznych krajobrazów. Odkrywa przed nami walory włoskiej kuchni, podając przepisy na regionalne potrawy.
Niestety czegoś mi w książce zabrakło. Może zabrzmi to śmiesznie, ale nasunęła mi się myśl, że nie trzeba pisać książki o Włoszech, żeby poczuć włoskie klimaty i zasmakować w tamtejszej kuchni. Takim przykładem jest „Kuchnia Franceski” Petera Pezzellego. Główna bohaterka nawet na chwilę nie opuszcza Ameryki, a jednak książka ma to tajemnicze „coś” co sprawia, że ma się ochotę pakować walizkę i ruszać w drogę, a najpierw pobiec do kuchni i upitrasić coś pysznego. Tego mi chyba właśnie zabrakło w książce Frances Mayes. Może dlatego, że właśnie tego się po niej spodziewałam. W moje gusta powieść nie trafiła, ale mimo wszystko zachęcam do jej przeczytania. Może znajdziecie w niej natchnienie, którego ja nie znalazłam?
Z wielką ciekawością obejrzałam również film, który powstał na podstawie tej książki. Moje zaskoczenie było ogromne, gdyż ekranizacja okazała się całkiem udana. Może dlatego, że fabuła dość mocno odbiegała od treści książki. Z drugiej strony książka – to prawda, samo życie Frances Mayes. Flim zaś został mocno ubarwiony, przez co stał się ciekawszy, ale jednocześnie mniej prawdziwy.
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/2012/04/pod-soncem-toska...